Zadymki śnieżne przechodziły nad Kuusamo już od rana. Zmusiły organizatorów do przekładania treningów dwuboistów, ale po południu się wydawało, że fińska pogoda zlituje się nad sportowcami. Zlitowała się, ale na krótko. Gdy konkurs przerywano, każda drużyna miała zaliczone trzy z ośmiu skoków, z czwartej grupy w pierwszej serii skoczyli tylko Ukrainiec Oleksandr Lazarowicz i Adam Małysz, na którym zawody się skończyły.
W piątek nie było decyzji, co dalej z konkursem drużynowym. Naradę w tej sprawie przełożono na sobotę. Na razie trzeba trzymać się programu, który mówi, że konkurs indywidualny odbędzie się w sobotę o 15 czasu polskiego (transmisja w TVP 1). Trzy godziny wcześniej w sprincie pobiegnie Justyna Kowalczyk.
Skoków było mało, ale trzeba to powiedzieć – seria treningowa oraz te kilka prób, jakie zobaczyliśmy później, nie zmieniły opinii, że praca trenera Łukasza Kruczka jeszcze nie przyniosła wyraźnej poprawy formy następców Adama Małysza. Polska drużyna po skokach Kamila Stocha (112,5 m) i Stefana Huli (97) była siódma, wyprzedzała tylko Ukrainę i Słowenię. Po próbie Marcina Bachledy (113) spadła na ósme miejsce.
Do najlepszych brakowało bardzo wiele metrów i punktów. Jest tylko trochę pociechy po jednym skoku mistrza z Wisły. Podczas serii treningowej Małysz znalazł wreszcie właściwy rytm odbicia i lotu – 130 m to był ósmy wynik, najlepszy polski skok w piątek. W konkursie nasz mistrz trafił fatalnie z pogodą, musiał czekać na odśnieżanie torów, zmarzł i skoczył tylko 104,5 m.
Można twierdzić, że zadymka nad skocznią Rukatunturi rządziła zawodami, lecz nie wpłynęła istotnie na umiejętności Austriaków: Wolfganga Loitzla na pierwszej zmianie, następnie Martina Kocha i Gregora Schlierenzauera. Austriacy nie przestraszyli się podmuchów w plecy, opadów śniegu, nie stresowały ich dobre próby przeciwników. Najkrótszy, ale dobry skok oddał Schlierenzauer – 127,5 m, Koch miał 141, a Loitzl 132 m. Skoczkowie Alexandra Pointnera prowadzili wyraźnie. Dobrze mieć taki kłopot bogactwa. Ubytku w osobie Martina Hoellwartha (dziś trenera Estonii) nikt nie zauważył, bo młodzi zdolni niecierpliwie pchają się do kadry.