Zaczął się czas jak z bajki

Tomasz Sikora o sukcesie w Oestersund, nowym sprzęcie i szukaniu motywacji do uprawiania sportu w wieku 35 lat.

Publikacja: 08.12.2008 02:00

Tomasz Sikora

Tomasz Sikora

Foto: AFP

[b]Rz: Ma pan silne nerwy. Dwa pudła na strzelnicy, a potem odrabianie strat i walka ze znakomitymi Norwegami. Taki był plan?[/b]

Tomasz Sikora: Miało być trochę inaczej. Pierwsze dwa okrążenia biegłem z rezerwą. Nie zbliżałem się za bardzo do Svendsena, żeby nie budzić w sobie nadmiernych emocji. Wolałem gonić, nie uciekać. Gdy jednak spudłowałem dwa razy, nie było wyboru – od trzeciego okrążenia walczyłem już na 100 procent.

[b]Gdy po czwartym strzelaniu zostało panu 5 – 6 sekund przewagi, wierzył pan, że da radę Bjoerndalenowi i Svendsenowi?[/b]

Oj, było ciężko. Ścigało mnie dwóch najlepszych biatlonistów świata. Poza tym mogli sobie pomagać w biegu, dawać zmiany. Nie mogłem za bardzo kontrolować dystansu – każde spojrzenie za siebie zabiera ułamek sekundy, lepiej nie patrzeć w tył. Pomagali mi koledzy, którzy informowali mnie, jaką mam przewagę.

[b]To na razie reguła tej zimy: znakomity bieg i trochę słabsze strzelanie. Przed laty było raczej odwrotnie. Czy to taki pomysł na dojrzałe lata kariery?[/b]

Nie można tego zaplanować. Tak wyszło, tym bardziej że nie eksperymentowałem z treningiem, ćwiczyłem tak samo jak w poprzednich latach. Było tak samo, a wyszło inaczej.

[b]Może pomogło to, że zmienił pan narty, kije i buty biegowe?[/b] Ja bym raczej na pierwszym miejscu dziękował mojemu serwisowi. Spisują się tak, że po raz pierwszy w karierze na nic nie mogę narzekać. Narty miałem tak przygotowane, że tylko wsiąść i jechać. Były może nawet lepsze od tych, jakie ma światowa czołówka.

[b]Ilu ma pan serwisantów?[/b]

Czterech. Technika przygotowywania nart zmieniła się tak bardzo, że nie można inaczej. Zwykle dwóch – trzech siedzi w tej naszej budzie, smaruje i przygotowuje ślizgi, a jeden lub dwóch jeździ i sprawdza, co dają te wszystkie smary i proszki.

[b]Kiedyś musiał wystarczyć trener...[/b]

To prawda, trener smarował i jak miał szczęście, to trafiał. Bywało bardzo ciężko z tym trafieniem. Potem jeździł z nami jeden człowiek od smarowania, ale i on nie dawał rady. Od dwóch lat jest dużo lepiej.

[b]Dlaczego zmieniał pan narty?[/b]

Dawno temu firma Madshus dawała mi najlepsze narty, ale z czasem na ich deskach zaczęło jeździć coraz więcej narciarzy. Współpraca stała się trudniejsza, zdecydowanie najlepszą obsługę mieli Norwegowie, my byliśmy ustawiani w dalszej kolejności. W ubiegłym sezonie sam spytałem Fischera o współpracę i po sezonie umówiliśmy się na testy w Hochfilzen. Przyjechałem, zajęły się mną trzy osoby, dopasowaliśmy odpowiedni model i postanowiłem podpisać kontrakt. Pewnie teraz się cieszą, że byli tak uprzejmi.

[b]Ile par nart wozi pan na zawody?[/b]

W zeszłym roku było ich 20, w tym 11, ale od początku zimy startuję tylko na jednej.

Formę ma pan taką, że może trzeba się bać, co będzie podczas mistrzostw świata w Pyong Chang. Są dopiero w lutym...Nie czuję jeszcze szczytu formy. W biatlonie jest tak, że sportowiec naprawdę mocny także strzela łatwo i celnie. Moje strzały są wciąż wymęczone, na razie muszę swoje odcierpieć na strzelnicy. Wniosek: to nie jest jeszcze szczyt formy. Może być lepiej.

[b]Jest pan drugi w klasyfikacji PŚ. Kusi pana ta żółta koszulka lidera?[/b]

Nigdy jej nie miałem, a to jedno z marzeń biatlonisty. Zwykle jednak zaczynałem sezon słabo, w tym roku zaczynam znacznie lepiej, więc mogę marzyć śmielej.

[b]Miewał pan okresy zniechęcenia do treningów, co pana przekonało do pracy, skoro 21 grudnia skończy pan 35 lat?[/b]

Po olimpiadzie w Turynie zaczął się dla mnie czas jak z bajki. Wreszcie zacząłem startować rewelacyjnie, wygrywać. W domu też nie było sprzeciwów, namawiali prezes związku i trener. Dałem się przekonać.

[b]To prawda, że odpoczywa pan przy tenisie i muzyce?[/b]

Muzyka tak. Rakiety nie miałem w ręku ze dwa lata, bo brakowało czasu, a poza tym miałem kłopoty z barkiem i nie chciałem kusić losu.

[b]Rz: Ma pan silne nerwy. Dwa pudła na strzelnicy, a potem odrabianie strat i walka ze znakomitymi Norwegami. Taki był plan?[/b]

Tomasz Sikora: Miało być trochę inaczej. Pierwsze dwa okrążenia biegłem z rezerwą. Nie zbliżałem się za bardzo do Svendsena, żeby nie budzić w sobie nadmiernych emocji. Wolałem gonić, nie uciekać. Gdy jednak spudłowałem dwa razy, nie było wyboru – od trzeciego okrążenia walczyłem już na 100 procent.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
szachy
Jan-Krzysztof Duda znów zagra w Polsce. Celuje w zwycięstwo
Inne sporty
Polacy szykują się do sezonu. Wrócą na olimpijski tor
Inne sporty
Gwiazdy szachów znów w Warszawie. Zagrają Jan-Krzysztof Duda i Alireza Firouzja
kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa