Gdy czekano na decyzję jury, na wielkim telebimie w biurze prasowym na szczycie skoczni pokazywano bieg pań z Oberhofu, w którym karty rozdawała od początku do końca Justyna Kowalczyk. Polka otrzymała porcję braw od dziennikarzy, którzy nie doczekali się w sobotę kwalifikacyjnych skoków. Łukasz Kruczek, trener kadry polskich skoczków nie ma wątpliwości, że decyzja jury była słuszna. Na Bergisel wiało tego dnia tak mocno, że przeprowadzono tylko jedną serię treningową choć i tak silne podmuchy zagrażały bezpieczeństwu zawodników.
Najdalej, 135 metrów skoczył Austriak Martin Koch. To o pół metra dalej od rekordu skoczni ustanowionego zimą 2002 roku przez Niemca Svena Hannawalda. Dobrze spisał się rodak Hannawalda, Martin Schmitt. Miał drugi wynik (125,5) i później udzielał długich wywiadów, bo Niemcy wciąż liczą, że stary mistrz wreszcie się obudzi i sprawi jeszcze miłą niespodziankę. Trzecie miejsce zajęli wspólnie: kolejny Niemiec Michael Uhrmann, Norweg Anders Jacobsen i Fin Ville Larinto.
Z Polaków najdalej poleciał tym razem Stefan Hula (113,5) co dało mu 23 miejsce. Pół metra bliżej lądował Adam Małysz (25 miejsce), Kamil Stoch skoczył 109 metrów, a Krzysztof Miętus tylko 89,5 m. Łukasz Kruczek twierdzi, że 18-letni Miętus potrafi latać daleko, gdy ma nart pod wiatry. Gdy wieje mu w plecy jest już znacznie gorzej. - Zwyczajnie nie ma wtedy z czego odlecieć. Brakuje mu mocy na progu, dynamicznego silnego odbicia - tłumaczy go trener. Małysz pytany, czy słusznie odwołano kwalifikacje mówi, że nie jemu to oceniać. Przyznał jednak, że warunki były fatalne i można zrozumieć tą decyzję.
Z faworytów Turnieju Czterech Skoczni w serii treningowej zabrakło lidera Andreasa Koflera i Gregora Schlierenzauera . Obaj znają Bergisel jak własną kieszeń, więc jeden trening mniej, jeden więcej nie robi im różnicy. Z pozostałych Austriaków Thomas Morgenstern skoczył 121,5 m, a Wolfgang Loitzl 117,5. Dalej od Loitzla poleciał Janne Ahonen (119), a bliżej Simon Ammann (114,5). Ale ani Fin, ani Szwajcar skokami treningowymi się nie przejmują. Ich interesuje najwyższa stawka, dopiero gdy walczą o zwycięstwo potrafią latać naprawdę daleko.
[i]Janusz Pindera z Innsbrucku [/i]