Mistrzostwo świata zdobył 15 lat temu, gdy mało kto w Polsce wiedział, że jest taki Sikora, co dobrze biega na nartach i strzela. Wicemistrzem świata został dziewięć lat później, gdy co bardziej niecierpliwi zaczęli go już wysyłać na emeryturę, bo stracili nadzieję, że kiedykolwiek będzie w stanie powtórzyć sukcesy z młodości. On sam nieraz w to wątpił, myślał o zakończeniu kariery. Mówił sobie wtedy, że zostawi karabin i będzie biegał po dachach, pracując u brata w firmie blacharsko-dekarskiej.
Dziś z tamtych myśli się śmieje, ale wtedy bardzo by się zdziwił, gdyby mu ktoś powiedział, że uzbiera więcej olimpijskich startów niż Małysz i dobiegnie do igrzysk w Vancouver. I że będzie w nich bronił medalu. Zdobył to srebro, jak wszystko w karierze, z zaskoczenia. W ostatnim występie w Turynie, w biegu ze startu wspólnego, którego nie lubił. Ale za trasami w Oberhofie też kiedyś nie przepadał, a na nich został rok temu pierwszym polskim liderem biatlonowego Pucharu Świata. Więc gdy dziś mówi o Vancouver, że trasy są tam jak dla niego trochę za płaskie, a temperatury za wysokie, nie trzeba się tym przesadnie przejmować.
To będą jego piąte igrzyska. Czy ostatnie, jeszcze nie wie. Jeśli będzie medal, pewnie spróbuje wytrzymać następne cztery lata, do Soczi. Ale medalu nikt w biatlonie nie obieca, choćby był świetnie przygotowany. Wystarczy powiew wiatru, pudło na strzelnicy i sukces ucieka. Nawet wielki Norweg Ole Einar Bjoerndalen, rekordzista wszystkich sportów zimowych w liczbie zwycięstw w Pucharze Świata, wie, jak to smakuje. W Turynie nie zdobył żadnego złota, choć wygrywał niemal wszystkie zawody przed igrzyskami i po nich. W Vancouver będzie gonił rodaka, Bjoerna Daehliego, zimowego olimpijczyka wszech czasów. Daehlie ma 12 medali, w tym osiem złotych. Bjoerndalen na razie dziewięć, z czego pięć najcenniejszych.
Szukanie faworytów jest o tyle utrudnione, że Kanada to nie jest teren łowiecki biatlonistów. Ten sport wymyślili norwescy żołnierze, najpopularniejszy jest w Niemczech i niemal wszystko, co warte uwagi, dzieje się w Europie. W Pucharze Świata rzadko jest okazja, by ćwiczyć aklimatyzację w innej strefie czasowej, na trasach w Vancouver PŚ był tylko raz, rok temu. Polacy (Sikora i biatlonistki, które mają szanse na dobry wynik w sztafecie) tak, jak większość ekip jeździli do Kanady ostatniego lata, by nie zaniedbać niczego. Sikora specjalnie wzmacniał przed sezonem mięśnie rąk, bo to się przyda na płaskich trasach. Wszystko podporządkował igrzyskom. Starty pucharowe również, tylko raz był w nich na podium. Ale wyniki z PŚ są słabą wróżbą przed igrzyskami. Tam wygra ten, kto na strzelnicy będzie potrafił odpędzić wszystkie niepotrzebne myśli, zapomnieć, że następna szansa jest za cztery lata. Jak powiedział niedawno Bjoerndalen: – Mam rywali, którzy pod pewnymi względami są lepsi ode mnie, ale żaden nie ma mojej głowy.
[ramka][srodtytul]Program[/srodtytul]