Zawsze był małomówny, ale w tym sezonie właściwie zamilkł. Ucieka od wywiadów, zmienił numer telefonu, jeśli ma coś do powiedzenia, wpisuje to na swojej stronie internetowej. Co tydzień, dwa po kilka zdań.
„Jesteśmy już w Kanadzie. Podróż trwała 27 godzin i pod koniec moim marzeniem było, by móc wziąć kąpiel i wreszcie położyć się w łóżku. Dzisiaj byłem na pierwszym treningu. Biegałem na nartach, ale nie po olimpijskich trasach, które są jeszcze zamknięte” – to cały wpis z wczoraj.
[srodtytul]Było gorąco[/srodtytul]
Wcześniejsze są głównie o pogoni za straconym czasem. Poważne przeziębienie podczas przygotowań było jak hamulec ręczny. Sikora chciał takich miejsc jak w poprzednim sezonie, gdy przez pewien czas był liderem Pucharu Świata, ale nogi go nie niosły, strzelał nerwowo. Zdarzały mu się w PŚ miejsca w ósmej dziesiątce. Wtedy nawet jemu, niespotykanie spokojnemu człowiekowi, puszczały nerwy.
– Było gorąco, ale gdy przeanalizowaliśmy wszystko, Tomek dał się przekonać, że niczego nie zaniedbaliśmy, że to długa walka z chorobą tak go osłabiła – mówi trener kadry Roman Bondaruk. Uśmiech wrócił dopiero w styczniu, po trzecim miejscu w Oberhofie. To jedyne w tym sezonie miejsce Sikory na podium. Ale on sam bardziej jest zadowolony z występów w Anterselvie. Tam był na dalszych miejscach – 14., 11. i 6. – ale z niewielką stratą do najlepszych, i świetnie strzelał.