Korespondencja z Oslo
Tego wieczoru każda z nich miała jakiś powód do świętowania. Norweżki w pewnym momencie zrzuciły nawet sportowe stroje i po wybiegu, na którym odbierają medale, przeszły w płaszczykach, sukienkach, na obcasach. Justyna Kowalczyk pozostała w kurtce, ale pierwszy raz w Oslo wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Brązowy medal za bieg na 30 km wrzuciła do pamiątkowego pucharu. Za dwa tygodnie zawiesi ten brąz i dwa srebra z Oslo w domu, na tym samym gwoździu, na którym wisi reszta kolekcji z MŚ. Dostawi dwie nowe Kryształowe Kule, czekają na nią w finale sezonu w Falun. Ma propozycję, żeby to wszystko wystawić, jak Adam Małysz, ale mówi, że to jeszcze nie czas, żeby się bawić w muzealnictwo.
W sobotni wieczór cieszyła się tak samo mocno z medali jak z tego, że kilkanaście godzin później będzie mogła ruszyć w drogę na prom ze Sztokholmu do Helsinek. Zostawi hotel z wartym każdych pieniędzy widokiem na miasto w dole, i stojący o kilka numerów dalej norweski Instytut Astmy, Alergii i Chorób Płuc (los lubi czasami mrugnąć okiem). Była na 30 km mistrzynią, teraz jest brązową medalistką, ale przyjęła to ze szczerym uśmiechem. Nie tylko dlatego, że pierwszy raz od roku długiego biegu nie wygrała Bjoergen. To po prostu nie był dzień Justyny, z każdym kilometrem więcej kosztowało ją utrzymywanie się za rywalkami, odrabianie tego, co traciła na każdym zjeździe. A mimo to dogoniła medal.
Bieg był niezwykły. Męczyły się w nim obydwie wielkie rywalki z ostatnich dwóch sezonów. Justyna od początku, Marit, która bieg na 30 km w ważnej imprezie wygrała tylko raz, w MŚ 2005, zaczęła słabnąć od połowy trasy. Ale one i tak długo wytrzymały tempo narzucone przez Therese Johaug. Kristin Stoermer Steirze czy Charlotte Kalli pociąg do medali uciekł znacznie wcześniej.
Mała Norweżka frunęła po złoto. Dawno już nie było w najdłuższym biegu takiego pokazu rytmu i wytrzymałości. Aleksander Wierietielny nazywa Johaug żartobliwie maszyną do szycia, a Norwegowie króliczkiem Duracell. Przebiera nogami i rękami bardzo szybko, robiąc drobne kroki. To jej pierwszy bieg wygrany wśród seniorek, dotychczas zwyciężała tylko na Alpe Cermis, w ostatnim etapie Tour de Ski (FIS nie liczy tego etapu jako osobnego biegu PŚ). Ale nie ma co się doszukiwać podtekstów. Therese ma lek na astmę, ale ma też wielki talent i jeszcze większe serce. Jest jedną z najmłodszych biegaczek w czołówce. Miała medal w Sapporo cztery lata temu, brązowy na 30 km, zdobyła brąz w Oslo w biegu łączonym. Wyścig życia odłożyła do soboty, zrobiła sobie paradę na Holmenkollen przed 100 tysiącami kibiców.