Ostatnie nowiny są takie: trzy tygodnie temu przyjechała z grupą lekkoatletek i lekkoatletów do Lake Placid na zaproszenie trenera kadry bobslejowej USA Todda Haysa. Po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła twardą kolorową skorupę na ostrych płozach. Nieśmiało popchnęła, wsiadła i pojechała w dół jako pasażerka. Na dole spytała, gdzie jest karetka, bo jej słabo.
Karetki nie było, był Hays, który przekonał by się nie zniechęcała i spróbowała jeszcze raz, a potem wystartowała w krajowych mistrzostwach w pchaniu boba po ziemi na kółkach – to było coś w rodzaju eliminacji do kadry. Podziałało. W mistrzostwach zajęła obiecujące siódme miejsce i nagle dowiedziała się, że ma szansę na treningi w kadrze olimpijskiej na Soczi. Została, ćwiczyła pchanie i zjeżdżanie, by dowiedzieć się kilka dni temu, że trenerska komisja bobslejowa widzi ją i pięć innych koleżanek z bieżni (wśród nich Tiannę Madison, złotą medalistkę olimpijską z Londynu w sztafecie 4x100 m, czwartą na 100 m solo) w barwach reprezentacji na Puchar Świata, docelowo w kadrze na igrzyska w 2014 roku.
Tak to się robi w Ameryce i nie tylko, bobsleje często korzystają z usług sportowców z innych dyscyplin. Wybór Lolo nie byłby zatem czymś nadzwyczajnym, gdyby nie specyficzna sława, jaka towarzyszy skądinąd dobrej płotkarce w jej życiu na stadionie i poza nim.
Prawdą jest, że lubiła rozgłos, więc wiemy, że w młodości nie było jej łatwo. Imię Lolo dostała bez szczególnego powodu, w papierach jest jednak Lori Jones. Poznała biedę wcześnie, bo chowała się z piątką rodzeństwa tylko pod opieką matki, ojciec wpadał do domu na krótko w czasie przerw między więziennymi wyrokami. Miejsce zamieszkania zmieniała często, zwykle przymusowo, gdy nie było pieniędzy na kolejny czynsz. W końcu całkiem porzuciła rodzinę, gdy dostała się do liceum Roosevelta w Des Moines (stan Iowa). Dobrzy ludzie pomogli, dali jeść i dach nad głową, wychowali, skierowali na studia ze stypendium w Louisiana State University.
Pomógł też kościół, co dało Lolo głęboką wiarę, demonstrowaną nie tylko w świątyni, ale także na stadionie, w modlitwie przed startami oraz w wyznaniach na Twitterze.