Lolo Jones: z bieżni na tor bobslejowy

Jedni mówią, że będzie już zawsze Anną Kurnikową lekkiej atletyki, drudzy, że to głęboko niesprawiedliwa ocena. Na pewno można rzec jedno – Lolo Jones nie da o sobie zapomnieć

Publikacja: 28.10.2012 01:30

Lolo Jones: z bieżni na tor bobslejowy

Foto: ROL

Ostatnie nowiny są takie: trzy tygodnie temu przyjechała z grupą lekkoatletek i lekkoatletów do Lake Placid na zaproszenie trenera kadry bobslejowej USA Todda Haysa. Po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła twardą kolorową skorupę na ostrych płozach. Nieśmiało popchnęła, wsiadła i pojechała w dół jako pasażerka. Na dole spytała, gdzie jest karetka, bo jej słabo.

Karetki nie było, był Hays, który przekonał by się nie zniechęcała i spróbowała jeszcze raz, a potem wystartowała w krajowych mistrzostwach w pchaniu boba po ziemi na kółkach – to było coś w rodzaju eliminacji do kadry. Podziałało. W mistrzostwach zajęła obiecujące siódme miejsce i nagle dowiedziała się, że ma szansę na treningi w kadrze olimpijskiej na Soczi. Została, ćwiczyła pchanie i zjeżdżanie, by dowiedzieć się kilka dni temu, że trenerska komisja bobslejowa widzi ją i pięć innych koleżanek z bieżni (wśród nich Tiannę Madison, złotą medalistkę olimpijską z Londynu w sztafecie 4x100 m, czwartą na 100 m solo) w barwach reprezentacji na Puchar Świata, docelowo w kadrze na igrzyska w 2014 roku.

Tak to się robi w Ameryce i nie tylko, bobsleje często korzystają z usług sportowców z innych dyscyplin. Wybór Lolo nie byłby zatem czymś nadzwyczajnym, gdyby nie specyficzna sława, jaka towarzyszy skądinąd dobrej płotkarce w jej życiu na stadionie i poza nim.

Prawdą jest, że lubiła rozgłos, więc wiemy, że w młodości nie było jej łatwo. Imię Lolo dostała bez szczególnego powodu, w papierach jest jednak Lori Jones. Poznała biedę wcześnie, bo chowała się z piątką rodzeństwa tylko pod opieką matki, ojciec wpadał do domu na krótko w czasie przerw między więziennymi wyrokami. Miejsce zamieszkania zmieniała często, zwykle przymusowo, gdy nie było pieniędzy na kolejny czynsz. W końcu całkiem porzuciła rodzinę, gdy dostała się do liceum Roosevelta w Des Moines (stan Iowa). Dobrzy ludzie pomogli, dali jeść i dach nad głową, wychowali, skierowali na studia ze stypendium w Louisiana State University.

Pomógł też kościół, co dało Lolo głęboką wiarę, demonstrowaną nie tylko w świątyni, ale także na stadionie, w modlitwie przed startami oraz w wyznaniach na Twitterze.

Jako mistrzyni biegu płotkarskiego na 100 m objawiła się w 2006 roku, poprawiała się z roku na rok, w sezonie olimpijskim 2008 była już kandydatką do złota w Pekinie, zapowiadała zresztą ten medal z dość dużą pewnością siebie. Podpisywała coraz lepsze kontrakty sponsorskie i chętnie zabierała głos w mediach. Podobała się, bo nie dość, że wygadana, to oryginalnej urody, co zawdzięcza mieszance krwi amerykańskiej, francuskiej, afrykańskiej i norweskiej.

Start w Pekinie skończył się katastrofą na przedostatnim płotku. Prowadziła, ale potknięcie oznaczało dopiero siódme miejsce na mecie. Przed Londynem w kwalifikacjach amerykańskich była trzecia i znów pojechała na igrzyska. W finale była czwarta, co oznaczało kolejne łzy rozczarowania. Więcej łez przyniosła jej jednak częsta krytyka, której podsumowaniem był sierpniowy artykuł w „New York Timesie". Dziennikarz ostro podsumował karierę płotkarki. Już tytuł („Wizerunek jest wszystkim") tłumaczył wiele, a potem było jeszcze gorzej: o tym, że jej „egzotyczna piękność służy smutnej i cynicznej kampanii marketingowej", że Jones zadecydowała, że będzie taka, jaką chcą widzieć odbiorcy produktów, które reklamuje, w końcu padło bolesne porównanie do Kurnikowej, której kreowana niegdyś w mediach popularność dalece wyprzedziła umiejętności tenisowe.

Nawet jeśli ta ocena była za sroga, to Lolo Jones rzeczywiście rzadko pozostaje w cieniu innych. Sposoby ma, prawdę mówiąc, proste. A to obecność w talk-show Jaya Leno, a to rozbierana sesja fotograficzna w „ESPN The Magazine" albo mało zakryte zdjęcie na okładce „Outside magazine". Ze zdobytego w ostatniej chwili awansu na igrzyska w Londynie zrobiła w mediach wydarzenie, które przesłoniło wszystkie inne nadzieje lekkoatletów USA. Wcześniej epatowała czytelników Twittera wyznaniami, że jest 30-letnią dziewicą, a gdy temat nabrał rozgłosu, pogłębiła rozważania w wywiadzie telewizyjnym dla HBO mówiąc m. in. „... jeśli są tu gdzieś dziewice, to zamierzam im powiedzieć, że dla mnie zachowanie czystości przedmałżeńskiej to najcięższe zadanie życiowe – trudniejsze niż trening olimpijski, trudniejsze niż nauka do matury". I oferowała randki ze sobą, za pośrednictwem Twittera, rzecz jasna, informując przy okazji, że zwykłe amerykańskie portale randkowe są znacznie gorsze. Zastrzeżenia, że może za bardzo odsłania życie prywatne zbywa żartami, tak samo jak pytania, jak godzi pozowanie nago z naukami swego pastora.

Taka jest Lolo Jones i zapewne inna być nie potrafi. Trener Todd Hays od bobslejów twierdzi, że gazet zbytnio nie czyta, Twittera też nie śledzi, więc o Lolo wiele nie wiedział, lecz skoro na treningach pierwsza wstawała do zajęć i ostatnia szła do łóżka, to zapewne zobaczymy ją na tylnym siedzeniu bolidu USA III w zawodach inaugurujących Puchar Świata, od 8 do 10 listopada w Lake Placid. Lolo twierdzi, że to drugie miejsce w dwójce bobslejowej bardzo jej pasuje, że po trudnych dniach tego potrzebowała, że w Soczi pojedzie pod flagą USA niemal na pewno, a na płotkach w Rio de Janeiro to pobiegnie już na mur-beton.

Ostatnie nowiny są takie: trzy tygodnie temu przyjechała z grupą lekkoatletek i lekkoatletów do Lake Placid na zaproszenie trenera kadry bobslejowej USA Todda Haysa. Po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła twardą kolorową skorupę na ostrych płozach. Nieśmiało popchnęła, wsiadła i pojechała w dół jako pasażerka. Na dole spytała, gdzie jest karetka, bo jej słabo.

Karetki nie było, był Hays, który przekonał by się nie zniechęcała i spróbowała jeszcze raz, a potem wystartowała w krajowych mistrzostwach w pchaniu boba po ziemi na kółkach – to było coś w rodzaju eliminacji do kadry. Podziałało. W mistrzostwach zajęła obiecujące siódme miejsce i nagle dowiedziała się, że ma szansę na treningi w kadrze olimpijskiej na Soczi. Została, ćwiczyła pchanie i zjeżdżanie, by dowiedzieć się kilka dni temu, że trenerska komisja bobslejowa widzi ją i pięć innych koleżanek z bieżni (wśród nich Tiannę Madison, złotą medalistkę olimpijską z Londynu w sztafecie 4x100 m, czwartą na 100 m solo) w barwach reprezentacji na Puchar Świata, docelowo w kadrze na igrzyska w 2014 roku.

Inne sporty
Gwiazdy szachów zagrają w Warszawie. Jan-Krzysztof Duda wierzy w sukces
kolarstwo
Paryż - Roubaix. Upadek Tadeja Pogacara. Mathieu Van Der Poel zwycięża
szachy
Jan-Krzysztof Duda znów zagra w Polsce. Celuje w zwycięstwo
Inne sporty
Polacy szykują się do sezonu. Wrócą na olimpijski tor
Inne sporty
Gwiazdy szachów znów w Warszawie. Zagrają Jan-Krzysztof Duda i Alireza Firouzja