Na trasach w Oberstdorfie było mokro i ślisko, resztki śniegu ledwie się trzymały podłoża, w takich warunkach prologi i pierwsze biegi dystansowe zamieniły się w walkę w mokrej kaszy. Na podbiegach wygrywała siła, na zjazdach technika i odwaga. W każdych okolicznościach Bjoergen nie miała sobie równych.
Na trasie względnie krótkiego prologu stylem łyżwowym jej przewaga nie była wielka, ale niedzielny bieg pościgowy – 10 km stylem klasycznym – rozegrała po mistrzowsku: najpierw dała Heidi Weng i Therese Johaug chwilę złudzeń, że mogą ją dogonić, by za chwilę odjechać tak daleko, że na mecie różnicę z kilkunastu sekund zmieniła w minutę z nawiązką, w czym pomogły także etapowe bonusy.
Justyna Kowalczyk zaczęła śmiało, szybko dogoniła czwartą Norweżkę, ale gdy przyszło do zjazdów, nie chciała ryzykować. Prowadziła sporą grupę, wkrótce poczuła, że na kolejny skok, do Johaug i Weng, możliwości nie ma. Została więc z innymi, przyspieszała na podbiegach, zwalniała, gdy było z górki, sił starczyło na skromny finisz z grupy.
Kilka dziewczyn upadło bez konsekwencji, ale Niemka Claudia Nystadt po wywrotce uderzyła głową w bryłę lodową, na chwilę straciła przytomność, skończyła Tour de Ski w karetce pogotowia (lekki wstrząs mózgu i uraz ramienia).
Johaug na razie wydaje się nieco słabsza niż na początku sezonu, a wielka Marit jakby włączyła dodatkowy bieg. Bjoergen mówiła wcześniej, że do zwycięstwa na Alpe Cermis potrzebuje minutę przewagi nad Johaug. Tę minutę ma już po drugim etapie, więc plan wykonała przed terminem.