Warto oglądać treningi. Droga jest prosta – w centrum, tuż obok dworca kolejowego, znajduje się stacja kolejki linowej, skipass w dłoń i czerwone gondole czekają. Dobrze to miejscowi wymyślili – na ściankach wagoników widać nazwiska i flagi narodowe zwycięzców zjazdu w Hahenkamm Rennen. Każdy patrzy i pamięta.
Podjeżdża zatem Jean-Claude Killy, cztery osoby wskakują na podgrzewane siedzenia, narty w boczne kieszenie i jazda w górę. Po lewej góry i wielkie sosny, po prawej wielki Streif.
Gondola płynie kilkanaście minut. Stąd już tylko kilkadziesiąt metrów – albo narty na jednej z 21 tras, albo jak najbliżej czerwonych siatek okalających trasę zjazdową. Trening jest w porze wyścigu, o 11.45, więc śmiało można połączyć jedno z drugim. Kto chce, może stanąć za budynkiem startowym. Widać stąd serwismenów, którzy na kolanach wcierają i wycierają ślizgi, no i sportowych bohaterów Austrii.