Podsumowanie polskiego weekendu z Pucharem Świata w skokach wypadłoby nieźle, gdyby nie wydarzenia z soboty: drużyna zajęła ostatnie, 11. miejsce, choć nie powinna.
Porażka wzięła się z przyczyny zaskakującej, choć w sumie banalnej – etatowy kontroler sprzętu skoczków Sepp Gratzer stwierdził, że kombinezon Kamila Stocha jest o 1 cm za szeroki w okolicach bioder.
Polacy byli wówczas na szóstym miejscu, skończyła się pierwsza seria konkursu, wielki sukces skoczkom Łukasza Kruczka nie groził, ale wpadka jest przykra, tym bardziej że nie tak dawno w Sapporo Aleksander Zniszczoł został zdyskwalifikowany za zbyt duże buty.
Gąbka nasiąkła?
Winę wziął na siebie Stoch, który stwierdził, że nie dopilnował sprawy. Choć rano mierzył nowy kombinezon i wszystko pasowało, pod wieczór coś poszło nie tak – w wersji skoczka: to on schudł pod wpływem startowego stresu.
Trener Zbigniew Klimowski, który w kadrze pilnuje spraw sprzętowych (w Willingen go nie było) uważa, że nowe kombinezony mogą nieco nasiąkać wilgocią, przypominać gąbkę (w istocie mają cienkie gąbczaste warstwy pod lycrą) i nieco się powiększyć. No i pan Gratzer umie przypilnować, by skoczek nie wypiął brzucha w chwili pomiaru.