Do momentu przerwania walki Polak prowadził u wszystkich sędziów: Alan Krebs punktował 89:80, Steve Morrow i Alejandro Rochin po 88:81, co wskazuje, że nawet przez moment nie zamierzali faworyzować Chaveza. Komputerowe statystyki też nie pozostawiają wątpliwości, kto był lepszy.
Meksykanin twierdził wprawdzie, że wygrywał i jeśli będzie zapotrzebowanie na rewanż, to on chętnie raz jeszcze stanie w ringu z Fonfarą, ale mówił też, że limit (77,8 kg), w którym walczyli, nie jest dla niego. Po raz pierwszy bowiem zmierzył się z rywalem większym, silniejszym i mocno to odczuł.
Jeszcze kilka lat temu mieszkający w Chicago polski pięściarz walczył za dolara i zapewne nie sądził, że wkrótce jego kariera nabierze takiego przyśpieszenia. Na gali w Newark gwiazdą był jeszcze Tomasz Adamek, ale później przyszły wygrane Fonfary z Glenem Johnsonem, Tommym Karpencym, Gabrielem Campillo dające mu miejsce w czołówce wagi półciężkiej. Potwierdzeniem możliwości szczupłego, wysokiego (189 cm) chłopaka z Białobrzegów był ubiegłoroczny pojedynek z mistrzem świata, Kanadyjczykiem Adonisem Stevensonem, który Fonfara przegrał, ale udowodnił, że warto na niego stawiać.