Reklama
Rozwiń

Zła sytuacja łyżwiarzy. Torwar zamknięty, Stegny bez remontu

Tor na Stegnach nie doczeka się dachu, a lodowisko na Torwarze ma zamienić się w magazyn.

Publikacja: 10.03.2016 06:00

Zła sytuacja łyżwiarzy. Torwar zamknięty, Stegny bez remontu

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

– Chcielibyśmy powiedzieć, że zostajemy na lodzie, ale jest na odwrót – mówią trenerzy łyżwiarstwa figurowego. Przed kilkoma dniami dowiedzieli się, że ich miejsce pracy – po raz wtóry – zostanie zamknięte na kilka miesięcy. Łyżwiarze szybcy z jedynego toru w Warszawie przestają z kolei łudzić się, że Stegny kiedykolwiek doczekają się remontu, a dyskusja na ten temat nie będzie tylko sezonową ciekawostką – tuż przed i chwilę po zimowych igrzyskach olimpijskich. Sporty zimowe w Warszawie dawno nie były w tak trudnej sytuacji.

Kolejny remont, kolejny zmarnowany sezon

Torwar jest jedynym całorocznym pełnowymiarowym lodowiskiem w Warszawie. Dla porównania – Łódź dysponuje dwoma, podobnie Gdańsk i Toruń, zaś Katowice i Kraków mają po trzy. Dziś trenują tu trzy wyczynowe kluby łyżwiarstwa figurowego, dwa hokejowe, działa stowarzyszenie pracujące z niepełnosprawnymi dziećmi. Prócz tego jest tu kilka szkółek, które prowadzą zajęcia rekreacyjne dla dorosłych – w Warszawie istnieje najmocniejszy ruch rekreacyjny w Polsce. W sumie niemal 400 sportowców. Trudno znaleźć czas, by wpuścić na lód warszawiaków – lodowisko jest ogólnodostępne tylko dwa razy w tygodniu i przez kilka godzin w weekend. A i tak jest zajęte co dzień od 5.45 do pierwszej w nocy.

Tymczasem jego zarządca, Centralny Ośrodek Sportu, znów planuje zamknąć Torwar na kilka miesięcy. Znów, bo podobnie było rok i dwa lata temu. Wszystko z powodu remontu. Szacuje się, że potrwa od kwietnia do początku września. Może się jednak przedłużyć do końca października. – Tak było w zeszłym roku, kiedy na lód weszliśmy w połowie października – przypomina Agnieszka Dąbrowska-Perzyna, trenerka łyżwiarstwa figurowego. – Wówczas zagryźliśmy zęby, jeździliśmy trenować z dziećmi do Łodzi. Myślę, że tym razem będzie to kosztować nas, środowisko, dużo więcej. Nie wytrzymają tego rodzice, którzy wypiszą swoje dzieci z zajęć. Zrezygnują zawodnicy, ale i trenerzy, którzy po prostu stracą na rok pracę. W zeszłym roku z tego powodu pięciu wyjechało pracować do Skandynawii, gdzie warunki do pracy są dużo, dużo lepsze – dodaje.

Dąbrowska-Perzyna jest jedną z osób, która podpisała dramatyczną petycję do COS z prośbą o skrócenie remontu. Podobnie postąpiło kilkuset sportowców, wersję internetową w tydzień poparło ponad tysiąc osób. – Wiemy, że można zrobić to szybciej. W zeszłym sezonie remontowano elewację zewnętrzną oraz wymieniano oświetlenie. Spokojnie mogliśmy pracować, ale nam nie pozwolono. Korzystaliśmy z małych, lokalnych lodowisk, ale to tak jakby pływak szykował się do występu na mistrzowskich w sadzawce. Nie o to chodzi – mówi. I dodaje: – Przykładem jest Soczi, gdzie sportowcy trenowali na olimpijskich obiektach w trakcie ich powstawania. Przyzwyczajali się do warunków. Nas pozbawia się możliwości treningu. Rok temu ominęły nas eliminacje do mistrzostw Polski. Jak będzie w tym roku, nie wiemy.

Tym razem remont ma objąć dolne szatnie oraz podłączenie nowej maszynowni do mrożenia lodu. Dąbrowska-Perzyna: – Są przecież jeszcze szatnie górne, a wejść na Torwar jest siedem. Kwestia maszynowni, co wysondowaliśmy wśród specjalistów, to sprawa na kilka tygodni. Nie doszukujemy się złej woli ze strony COS. Rozumiemy, że remont jest potrzebny. Tyle że można remontować, jednocześnie dając możliwość do treningów. Nas tymczasem wyrzuca się z lodowiska na kilka miesięcy.

Nieoficjalnie mówi się, że w trakcie remontu Torwar ma służyć jako magazyn dla olimpijczyków szykujących się do igrzysk olimpijskich. Ma to wynikać z porozumienia zawartego między COS a PKOl. „Czy naprawdę nie ma w Warszawie innych miejsc, w których można składować sprzęt? Czy wspierając letnie dyscypliny musimy rujnować te zimowe?" – pytają retorycznie założyciele internetowego protestu pt. „Nie zamieniajcie nam Torwaru w magazyn". „Jesteśmy zdesperowani - około 350 zawodników wyczynowych i ponad drugie tyle amatorskich zostaje na lodzie" – czytamy dalej. – Gdybyśmy zostali na lodzie, byłoby znakomicie. My zostajemy bez lodu – kończy Dąbrowska-Perzyna.

Niewiele lepszą sytuację mają ich niedalecy sąsiedzi, łyżwiarze szybcy ze Stegien.

Dach tak, ale w Tomaszowie

„W ubiegły poniedziałek zatwierdzono budowę toru sztucznego do jazdy szybkiej w Warszawie. Decyzję powitają liczne rzesze zwolenników łyżwiarstwa szybkiego, oczywiście, z wielką radością. Nie trzeba się chyba jeszcze raz rozwodzić nad tym, że te dwa tory będą przełomowym etapem na drodze do rzeczywistego rozwoju tej pięknej i pożytecznej dyscypliny sportu, która m.in. z braku sztucznych torów nie nadąża za europejską czołówką". Choć wydawać mogłoby się, że to fragment artykułu z wczorajszej gazety, to pochodzi z „Przeglądu Sportowego" z 1970 roku. 46 lat później Stegny Warszawa wciąż czeka na tor.

Dyskusja o konieczności wybudowania toru trwa od lat, ale ponownie wzmogła się w 2014 roku. Słusznym pretekstem okazały się medale, które z zimowych igrzysk Soczi przywieźli polscy panczeniści – drużynowe srebro i brąz oraz indywidualne złoto Zbigniewa Bródki w biegu na 1500 m. W Polsce wciąż nie ma miejsca, w którym łyżwiarze mogliby trenować pod dachem – zabudowanej hali nie ma żaden z pięciu łyżwiarskich ośrodków w kraju. Polscy olimpijczycy muszą ćwiczyć w Niemczech, Stanach Zjednoczonych czy na Białorusi.

W połowie zeszłego roku pojawił się projekt odnowy toru na Stegnach. Zaplanował go stołeczny ratusz do spółki z Ministerstwem Sportu i Turystyki. Początkowo skromny – zakładał bowiem tylko zadaszenie – rozrósł się do rozmiarów centrum sportów zimowych w Polsce. – Stworzymy w Warszawie Ośrodek Szkolenia Olimpijskiego – chwalił się ówczesny minister Adam Korol. Inwestycja miała kosztować 160 mln zł. Prócz dachu planowano budowę nowoczesnego zaplecza z m.in. salą gimnastyczną, siłownią i pomieszczeniami odnowy. Wokół toru miała powstać bieżnia, a powierzchnia lodowisk i toru po wyłożeniu specjalną podłogą miała stanowić arenę do rozgrywania innych konkurencji – widownia liczyłaby zaś aż 6 tys. miejsc. Pierwszy etap inwestycji, czyli budowę hali z tysiącem miejsc na trybunach, planowano na końcówkę tego roku.

Z planów zrezygnowano. Choć miejski ratusz przygotował przeznaczył już pieniądze na ten cel (100 mln zł), to z pomysłu wycofało się ministerstwo. Nie całkiem, bo kryty tor powstanie, ale w Tomaszowie Mazowieckim. Tam inwestycja ma być cztery razy tańsza. W środę oficjalnie potwierdził to Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego oraz minister Witold Bańka. „W Tomaszowie Mazowieckim ma powstać całkowicie nowy, zadaszony tor. Trwają też rozmowy w Zakopanem, a w Warszawie na razie podobna inwestycja została odłożona" – czytamy w komunikacie.

– Jako zwykły człowiek rozumiem decyzję ministerstwa, jako trener – jestem bardzo rozżalony – mówi Kamil Majewski, założyciel młodzieżowej Korony Wilanów, jednego z pięciu klubów łyżwiarskich ćwiczących na Stegnach. Pozostałymi są WTŁ Stegny, Legia oraz UKS 3 Milanówek i Zryw Słomczyn. Łyżwiarze Korony sezon zaczęli pod koniec listopada. Ostatni raz na lód wyszli w niedzielę. – Trenowaliśmy równo trzy miesiące i sześć dni. Na Zachodzie ćwiczy się trzy-cztery miesiące dłużej. To ogromna strata i ciężko ją nadrobić. Nawet biedna Białoruś może poszczycić się piękną halą z torem łyżwiarskim – mówi Majewski.

Jego zdaniem Warszawa niekoniecznie potrzebuje kompleksu wartego 160 mln zł. Wystarczyłby jedynie dach, który przykryłby tor. To inwestycja nieporównywalnie tańsza. – Niedaleko Stegien znajduje się elektrownia na Siekierkach, pył z kominów osiada na lodzie, zostaje na nim rdzawy nalot. Przez to jest on gorszej jakości – mówi Majewski. I dodaje: – Podczas zawodów w tym sezonie albo wiało, albo padało. Raz, gdy dopisała pogoda, większość naszych zawodników osiągnęła życiowe rezultaty. Gdybyśmy chociaż przykryli tor balonem, tak jak robi się z kortami tenisowymi czy boiskami do piłki nożnej, moglibyśmy nie tylko osiągać lepsze rezultaty, ale i namówić dzieci do jazdy na łyżwach. Rodzice zimą wolą posłać dzieci na koszykówkę bądź siatkówkę, niż zaryzykować, że przeziębi się ono na świeżym powietrzu. Dochodzi więc do sytuacji, gdy w mistrzostwach Polski juniorów ciężko uzbierać chętnych do startów.

Na zadaszeniu skorzystać mogliby nie tylko łyżwiarze szybcy, ale i hokeiści, shorttrackowcy, łyżwiarze figurowi czy curlingowcy. Wzrosłaby również rekreacja. – Po igrzyskach w Pjongczang w 2018 roku większość naszych najlepszych panczenistów może zakończyć sportowe kariery. O ich następców będzie bardzo ciężko. Mamy zdolną młodzież, ale ciężko ją zachęcić do zostania przy łyżwach. Dzieci chcą ćwiczyć, ale w takich warunkach mają prawo się zniechęcić – kończy Majewski.

Co dalej z Torwarem i torem na Stegnach? Czy remont tego pierwszego skończy się wcześniej i nie zamieni się on w magazyn? Czy i kiedy ma szansę powstać dach nad tym drugim? Szukaliśmy odpowiedzi w Ministerstwie Sportu i Turystyki oraz Centralnym Ośrodku Sportu. Odpowiedzi póki co nie otrzymaliśmy.

Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Kolejne medale i polskie rekordy w Budapeszcie
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Inne sporty
Kolarstwo. Zakażą stosowania tlenku węgla?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku