Kiedy dwa lata temu Adamek przegrał w Bethlehem z Ukraińcem Wiaczesławem Głazkowem, powiedział, że to koniec. Osiem miesięcy później zmienił zdanie i w wypełnionej Kraków Arenie został pokonany przez Artura Szpilkę. Wtedy wydawało się, że na ring już naprawdę nie wróci.
A jednak przyjął propozycję Polsatu i walczył z Przemysławem Saletą we wrześniu minionego roku, w łódzkiej Atlas Arenie. Pojedynek ten nie dostarczył wielkich emocji, Saleta doznał kontuzji i nie wyszedł do piątej rundy.
W najbliższą sobotę rywal Adamka będzie znacznie bardziej wymagający. Eric Molina – pięściarz z Teksasu – mierzy 193 cm, a jego zasięg ramion (201 cm) robi wrażenie. 34-letni Molina w czerwcu ubiegłego roku przegrał wprawdzie w walce o pas WBC z Deontayem Wilderem przez techniczny nokaut w dziewiątym starciu, ale wcześniej poważnie wstrząsnął mistrzem świata. W trzeciej rundzie po jego lewym sierpowym niewiele brakowało, by czempion poleciał na deski.
A przecież prawą ręką Molina bije mocniej. Mówił o tym Szpilka, który sparował z Teksańczykiem meksykańskiego pochodzenia w Houston, przed styczniowym pojedynkiem w Nowym Jorku z Wilderem. I bardzo go chwalił. Szczególnie jego ringową inteligencję i ciężkie ręce. Ale wspominał też, że Molina jest leniwy i dobrze poruszający się w ringu Adamek powinien go wypunktować, jeśli nie da się mocno trafić.
24 zwycięstwa, w tym 18 przed czasem oraz trzy porażki przez nokaut, taki jest bilans zawodowej kariery Moliny. Najpierw w roku 2007 w walce debiutantów pokonał go Ashanti Jordan, pięć lat później już w pierwszym starciu rozprawił się z nim Chris Arreola i na koniec wspomniany Wilder.