Skrócony do jednej serii konkurs w Innsbrucku przejdzie do kronik jako wydarzenie reżyserowane przez pogodę, przypadek i grypę żołądkową. Wypadkowa tych sił dała sukces Norwegom: wygrał Tande (został też liderem Pucharu Świata) przed Robertem Johanssonem, trzeci był Rosjanin Jewgienij Klimow.
Polacy, mimo przeszkód, dali radę. Czwarty był Kamil Stoch, szósty Maciej Kot, siódmy Piotr Żyła. W Bischofshofen będzie się działo – polski lider przegrywa z norweskim tylko o 1,7 pkt. Oddalił się od końcowego zwycięstwa Austriak Stefan Kraft.
Nieoczekiwanie emocje zaczęły się jeszcze przed serią próbną, kiedy podano, że z powodu grypy żołądkowej nie wystartuje Severin Freund. Niemiec miał gorączkę i inne przykre objawy od wtorku, potem było gorzej, w środę rano za radą lekarza ekipy Marka Dorfmuellera opuścił drużynę i udał się do domu.
Grypa zaatakowała też ekipę Austrii – pierwszą ofiarą stał się rywal Freunda z pary KO – Michael Hayboeck. To dla turnieju znacząca strata, bo zdolny skoczek był szósty w klasyfikacji łącznej. Pojawiły się również ciche wieści, że inni Austriacy mają podobne problemy, także wicelider turnieju Stefan Kraft, który w serii próbnej się nie pojawił.
Pojawił się natomiast Kamil Stoch, skoczył pięknie, najdalej (127 m), lecz przy lądowaniu mocno upadł na lewą stronę. Przyczyną był, co potwierdził Adam Małysz, nierówny zeskok, bo lot był spokojny i spotkanie nart ze śniegiem z początku raczej przyjazne.