W połowie „Willingen Six" sytuacja wraca do normy świetnie znanej z Pucharu Świata: Granerud znów wygrywa z niemałą przewagą, reszta z różnym skutkiem stara się mu dorównać. Polacy w tych staraniach wypadli w sobotę co najmniej dobrze – Kamil Stoch był trzeci, Dawid Kubacki piąty, Piotr Żyła dziewiąty.
Nieco gorzej spisali się dwaj polscy bohaterowie piątkowych kwalifikacji, członkowie ekskluzywnego, 17-osobowego klubu tych, którzy na Mühlenkopfschanze skoczyli co najmniej 150 m. Rekordzista skoczni Klemens Murańka nie awansował do finałowej serii, a mistrz serii kwalifikacyjnej Andrzej Stękała był 20.
Granerud objął prowadzenie już po pierwszym skoku – 147,5 m okazało się odległością dnia. Wyprzedzał kolegę z reprezentacji Norwegii Daniela Andre Tande i najlepszego ze Słoweńców Bora Pavlovcicia. Stoch był czwarty, Kubacki ósmy, Żyła 15. Sędziowie nie dali skoczkom okazji do zbyt dalekich prób, wiatr był może słabszy niż w piątek, ale za to bardziej kapryśny i ryzyko nie było małe.
W tej sytuacji każda próba powyżej 140 m warta była braw. Żyła i Kubacki na nie zasłużyli w drugiej serii i w nagrodę awansowali o kilka miejsc. Stoch trafił w finale na bardzo trudne warunki, więc skok na odległość 135,5 m oznaczał awans na podium, choć z małą pomocą Pavlovcicia. Polski mistrz po słabszym piątku dał sygnał powrotu do dobrej formy już w serii próbnej.
– Taki jest ten sport. Detale decydują, trzeba mieć się na baczności, by czegoś nie popsuć. Dziś nie mam sobie nic do zarzucenia, skoki były super. Wiem co potrafię, wiem na jakim jestem poziomie, problem jest raczej w tym, że nie wszystko bywa w stu procentach ustabilizowane – tłumaczył zmienność ostatnich wyników.