Do mety przez ostatnie 15 kilometrów Kwiatkowski mknął samotnie. Na nasiąkłych od padającego deszczu i tym samym ciężkich szutrowych drogach, które służą dziś tylko rolnikom, na krętych toskańskich uliczkach, w otoczeniu średniowiecznych i renesansowych budowli. Przed wjazdem na Piazza del Campo w Sienie, gdzie wyznaczono metę tego unikalnego wyścigu, jeszcze zagrzewał kibiców do wzmożonego dopingu zanim podniósł ręce w górę.
Kwiatkowski długo czekał na kolejne indywidualne zwycięstwo. Blisko rok, po tym jak pod koniec marca wygrał w Belgii E3 Harelbeke. Później, pierwszy sezon w barwach supergrupy Sky, przyniósł mu rozczarowania, kontuzje, porażki. Podsumowując te miesiące mówił, że za dużo chciał. Spokorniał. Ostro trenował i wrócił do dawnej formy. Tej sprzed trzech lat, gdy wygrywał pierwszy raz Strade Bianche w 2014 roku i mistrzostwo świata siedem miesięcy później, gdy ogrywał rywali na Amstel Gold Race w kwietniu 2015 roku, choć nawet wtedy nie wygrywał tak pięknie jak w sobotę.