MŚ jako rezerwowa rozpoczęła liderka kadry Monika Hojnisz-Staręga. Trener Michael Greis dał jej odpocząć, bo nasz mikst był skazany na porażkę, a 29-latka ma ważniejsze cele. Będzie naszą największą – jeśli niejedyną – szansę na medale. Chorzowianka kilkanaście dni temu została mistrzynią Europy w biegu indywidualnym, ale to zawody drugoligowe, więc sama przyznaje, że cenniejsze niż zwycięstwo było odzyskanie spokoju i pewności, których szukała po kiepskim początku zimy.
Hojnisz-Staręga sezon otworzyła falstartem, bo latem najpierw dopadła ją kontuzja, a później koronawirus. – Miałam mętlik w głowie. Czekałam tylko na święta i powrót do domu. Nie mogłam się doczekać startów po Nowym Roku. Dobrze, że wszystko znowu idzie w dobrym kierunku – zapewnia w rozmowie z „Rz".
Polka osiem lat temu była brązową medalistką MŚ w biegu masowym, na powtórkę tamtego sukcesu wciąż czeka. Jest najlepszą polską biatlonistką, zajmowała 10. i 12. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ale podium przez osiem lat osiągnęła jeszcze tylko raz. Los skazał ją na trening cierpliwości.
Pierwszy raz od igrzysk w Salt Lake City (2002) w składzie kadry na imprezę mistrzowską nie ma Magdaleny Gwizdoń. Kołderka w polskiej kadrze jest tak krótka, że 41-latka jeszcze w poprzednim sezonie biegała w sztafecie i zajęła z nią siódme miejsce na MŚ. Teraz zastąpi ją prawdopodobnie Anna Mąka, która ma już 28 lat, ale dopiero kilka tygodni temu zdobyła pierwsze pucharowe punkty. Kinga Zbylut i Kamila Żuk szukają stabilnej formy. Tej ostatniej też powinny pomóc mistrzostwa Europy, gdzie zdobyła złoto w biegu pościgowym, choć startowała jako 18.
Zawody w Pokljuce powinny należeć do Norweżek i Norwegów. Panie zajmują dwa, a panowie cztery czołowe miejsca w klasyfikacji generalnej PŚ. Uciekli rywalom tak bardzo, że mistrzostwa świata przerobią zapewne na mistrzostwa kraju. Druga strona medalu jest taka, że choć dominują indywidualnie, to jednocześnie wygrali tylko 3 z 11 biegów sztafetowych.