Od co najmniej tygodnia w belgijskich gazetach i wiadomościach telewizyjnych 36-letni kolarz jest ważniejszy niż jakikolwiek lokalny piłkarz, polityk, celebryta. Także innych kolarzy usunął w cień.
W minioną niedzielę podczas prezentacji przed startem Tour des Flandres publiczność w Antwerpii zgotowała swojemu bohaterowi owację głośniejszą, niż na mecie dostał zwycięzca Philippe Gilbert. Przed wyścigiem dziennik „Het Nieuwsbland" poświęcił Boonenowi 50-stronicową wkładkę. Inne media codziennie przedstawiają wybrany rozdział z zawodowej kariery „Tommeke" rozpoczętej na początku XXI wieku od stażu w amerykańskiej grupie US Postal u boku Lance'a Armstronga, a właśnie dobiegającej końca w belgijskim zespole Quick-Step, któremu pozostaje wierny od 2003 roku.
We wczorajszym klasyku Grand Prix de L'Escaut organizatorzy na cześć Boonena zmienili tradycyjne miejsce startu z Antwerpii na Mol, rodzinne miasto kolarza. Trasa przebiegała obok domu mistrza świata sprzed 12 lat, a sygnał do startu dał dziadek Boonena.
Rozkochał kobiety
Idolem Belgów stał się po pierwszych wielkich sukcesach w 2005 roku, po zwycięstwie w jednym sezonie w Tour des Flandres, Paryż – Roubaix i na mistrzostwach świata w Madrycie. W tamtym sezonie w Belgii aż o 50 procent wzrosła liczba wykupionych licencji kolarskich.
Rozkochał w sobie kobiety. Dla nich pozował półnagi na okładce magazynu lifestyle'owego. Zdecydował się na ten akt z próżności i dla reklamy. Zdobycie żeńskiej części publiczności było elementem strategii marketingowej – podobno niespotykanie skutecznej – głównego sponsora grupy, produkującej parkiety firmy Quick-Step. Ta popularność, rosnąca wraz z kolejnymi zdobytymi trofeami, miała też swoje złe strony. Dwa razy „Tornado Tom" musiał się tłumaczyć z zażywania kokainy, której ślady wykryto podczas badań antydopingowych. Za te wybryki organizatorzy Tour de France nie dopuścili go do startu, zainteresowała się nim belgijska policja. Kolarz nie brnął w ślepą uliczkę, nie szukał tanich wymówek i po latach narkotykowy incydent został mu wybaczony i zapomniany pod hasłem, że „każdy ma prawo do błędu".