Na pewno dziś przykłada się większą wagę do innych elementów niż jeszcze parę lat temu. Musimy też pamiętać, że w Polsce dopiero niedawno – kiedy zaczął u nas pracować Stefan Horngacher – wprowadziliśmy system, dzięki któremu jesteśmy w stanie oszacować, które elementy skoku są najważniejsze. Kiedyś mówiło się o tym, jak ważne jest odbicie. Dziś wiemy, że to bardziej pchanie niż odbicie, a nie będzie dobrego pchania bez właściwego dojazdu do progu i pozycji na rozbiegu. Jeśli te elementy uda się wykonać poprawnie, to później w powietrzu każdy zawodnik skaczący na poziomie Pucharu Świata już sobie poradzi.
Dwa lata temu w Seefeld polski mikst zajął szóste miejsce. Jak będzie teraz?
Chciałoby się, żeby było lepiej, ale bądźmy szczerzy – nie mamy szans na walkę o medale. Sprowadzając do pracy z dziewczynami Łukasza Kruczka, miałem przekonanie, że da się zrobić dużo więcej, niż zrobiliśmy do tej pory. Szkolimy te zawodniczki, które mamy. Łukasz dostał czas i kredyt zaufania. Rozliczymy go za wyniki. Celem jest dobry występ miksta na igrzyskach olimpijskich.
Trudno mu się odnaleźć w pracy z kobietami?
Dziewczyny na pewno są bardziej wrażliwe i wymagają innego podejścia niż mężczyźni. Czasem mam też wrażenie, że niektóre niezbyt serio traktują to, że są w kadrze i startują w Pucharze Świata. Kamila Karpiel twierdzi na przykład, że to trener powinien się dostosować do niej, a nie odwrotnie. Myślę, że nie powiedziałby tak nawet Kamil Stoch, czyli gwiazda nad gwiazdami. To mnie zbulwersowało. Nie chcemy ingerować w pracę Łukasza Kruczka, ale może będziemy musieli o tym porozmawiać po sezonie.