Wypadek nastąpił w serii próbnej. Najazd i odbicie wyglądały zwyczajnie, ale już chwilę po wybiciu z progu norweski skoczek stracił kontrolę nad lewą nartą, sekundę potem nad wszelkimi wydarzeniami w powietrzu.
Starczyło mu świadomości, by przycisnąć ręce do tułowia. Grzmotnął potężnie plecami w utwardzony śnieg gdzieś koło setnego metra zeskoku, odbił się i poleciał bezwładnie w dół, na szczęście już bez nart.
Ratownicy zjawili się natychmiast, ale chwilę trwało, zanim przetransportowano nieprzytomnego skoczka na toboganie tam, gdzie czekała karetka i helikopter. Organizatorzy konkursu puścili muzykę i rozpoczęli planowo konkurs PŚ, lecz wszyscy czekali z niepokojem na kolejne informacje o stanie zdrowia Norwega.
Szybko pojawił się uspokajający komunikat Międzynarodowej Federacji Narciarskiej: „Stan zdrowia Daniela Andre Tande po upadku jest stabilny. Skoczek został przetransportowany helikopterem do Centrum Medycznego w Lublanie w celu dalszych badań i leczenia". Robert Johansson dodał już po konkursie, że ma wieści, iż „Daniel oddycha samodzielnie".
W tej sytuacji o entuzjazm było trudno, ale skoczkowie zrobili swoje. Tak jak w kwalifikacjach najdalej i najładniej latał Kobayashi (w drugiej serii 244,5 m – rekord zawodów). Japończyk wyprzedził dwóch niemieckich fachowców: Markusa Eisenbichlera i mistrza świata w lotach Karla Geigera.