To będzie dla skoczków długi i męczący weekend. Trzy konkursy, każdy poprzedzony kwalifikacjami, do tego skoki treningowe. Z przeniesienia jednego z konkursów, których nie udało się rozegrać w Harrachovie, właśnie do szwajcarskiego Engelbergu cieszą się nie tylko Simon Ammann i Andreas Kuettel. To też dobra wiadomość dla Fina Janne Ahonena, który w Engelbergu dwanaście razy stawał na podium, w tym pięciokrotnie na najwyższym stopniu. Pytanie tylko, w jakiej dyspozycji jest Ahonen po niedawnej infekcji wirusowej, z powodu której na dwa dni trafił do szpitala.
Adam Małysz nigdy nie narzekał na skocznię Titlis. To właśnie na niej pierwszy raz w karierze wskoczył do czołowej dziesiątki konkursu PŚ (w 1996 r.), stawał tu też potem na podium, raz był nawet pierwszy, w 2001 roku.
W klasyfikacji Pucharu Świata Małysz jest teraz na dziesiątym miejscu wspólnie z Niemcem Michaelem Uhrmannem. Byłby wyżej, gdyby nie pech w kwalifikacjach do pierwszego konkursu sezonu w Kuusamo. Małysz jest w Engelbergu od wczoraj, przyjechał samochodem z Polski. Jego trener Hannu Lepistoe doleciał z Lahti samolotem. A Łukasz Kruczek ze swoją grupą jechał z Ramsau, gdzie zatrzymali się na noc, a w środę odbyli jeden trening.
– Wszyscy zdrowi, to najważniejsze – mówi „Rz” trener polskich skoczków. – W Engelbergu nie stawiamy sobie konkretnych celów. Chcemy po prostu dobrze skakać.
W składzie na najbliższe konkursy zabraknie Piotra Żyły, zastąpi go Stefan Hula. Oprócz niego w ostatnich zawodach przed świętami skakać będą Kamil Stoch (14. w PŚ), jedno z objawień tego sezonu Krzysztof Miętus (19.), Marcin Bachleda (30.) i Łukasz Rutkowski (47.).