Weekend w Oberhofie dał Polce trzy miejsca na podium, aż 139 pkt w Pucharze Świata, kamizelkę liderki PŚ oraz Tour de Ski i jedną bezcenną chwilę. To było na ostatniej pętli biegu pościgowego, na wzniesieniu. Tam dwie wielkie rywalki nieukrywające, że za sobą nie przepadają, zrównały krok. Kowalczyk uciekała, Aino Kaisa Saarinen goniła.
Do tej chwili Fince udało się odrobić kilkanaście sekund straty do Polki, ale chciała więcej. Przyspieszyła, próbowała wyskoczyć do przodu. Kowalczyk okazała się mocniejsza. Ostudziła zapał Saarinen z niewzruszoną miną. Na mecie była pierwsza, 2,8 sekundy przed Finką.
Rok temu w Libercu one dwie dzieliły między siebie złote medale mistrzostw świata, teraz będą walczyć o zwycięstwo w TdS. A ta próba sił na podbiegu może się okazać jednym z decydujących momentów wyścigu. Było jasne, że w niedzielnym sprincie stylem klasycznym Saarinen będzie się chciała odegrać. Ale znów zabrakło jej sił, gdy ich potrzebowała najbardziej.
[srodtytul]Sześć razy podium[/srodtytul]
Przez cały dzień rywalizowały z oddali. Saarinen wygrała eliminacje sprintu, Justyna była druga. Potem obie zwyciężyły w swoich ćwierćfinałach i były drugie w półfinałach. Każdy wyścig zaczynały szaleńczym atakiem, żeby potem na długim, trudnym zjeździe mieć wokół siebie dużo miejsca. Spotkały się dopiero w biegu finałowym. Kowalczyk źle go zaczęła, utknęła na pierwszym zakręcie. Ale potem odrabiała straty tak szybko jak dzień wcześniej w biegu pościgowym, gdy wystarczyły jej 2 km, by z trzeciego miejsca za Petrą Majdić i Natalią Korostieliewą wyjść na prowadzenie. W finale sprintu nie dała rady tylko Majdić. Saarinen minęła jak drzewo przy trasie, potem wskoczyła przed Słowenkę, ale kontratak Majdić był udany. To ona zdobyła 50 pkt i bonus 60 s za zwycięstwo, Polka dostała 56 s, dzięki czemu w klasyfikacji Tour de Ski powiększyła przewagę nad Saarinen do 4,3 sekundy.