Pierwsze zawody nowego sezonu to zawsze wielka niewiadoma. Forma jeszcze może nie być najwyższa, bo przecież konkursów jest wiele, a te najważniejsze zaplanowane zostały na dalsze części sezonu. Nowinki techniczne, testowane latem, dopiero teraz będzie można sprawdzić w boju. Dodatkowym utrudnieniem w przygotowaniach mogła być niesprzyjająca pogoda, czyli brak śniegu i wysokie temperatury. Wiatr był zmienny, ale kwalifikacje przebiegały sprawnie.
Wygrał Jewgienij Klimow, skacząc aż 137 metrów. Nawet, biorąc pod uwagę lekko dodatni wiatr, to taka odległość robi wrażenie. Rosjanin błyszczał latem i widać, że formę utrzymał również na początku zimy. Dobrze zaprezentowali się inni zawodnicy drugiego szeregu: Japończyk Ryoyu Kobayashi (131 m) czy Austriak Daniel Huber (129,5).
Moc na początku sezonu pokazują Niemcy, którzy ruszyli szeroką ławą. Jeśli szanse na zwycięstwo mierzyć wynikami z piątkowych kwalifikacji, to drużyna niemiecka jest faworytem sobotniego konkursu. Stephan Leyhe potwierdził dobrą formę z treningów na skoczni w Wiśle i doleciał do 133 metra. Tylko kilka metrów krócej skoczył Karl Geiger (129 m) i nawet mniej znani Pius Paschke oraz David Siegel skoczyli bardzo przyzwoicie i zakwalifikowali się do niedzielnej rywalizacji.
Faworyci na razie nie błyszczą, choć na pewno wpływ na to miał zmienny wiatr. Najsłabiej z Niemców spisał się Andreas Wellinger, który zajął jedno z ostatnich miejsc, dających awans do konkursu. Austriak Stefan Kraft osiągnął tylko 118,5 metra, a skaczący chwilę po nim Niemiec Richard Freitag o dwa metry mniej. Robert Johansson, który ostro trenował latem osiągnął jedynie 113,5 metra.
Kamil Stoch skakał jako ostatni, a kiedy pojawił się na rozbiegu, zabrzmiały trąbki. Nawet on nie poradził sobie z wiatrem. Było o krok od sensacji. Skoczył 111 m i z trudem wszedł do konkursu indywidualnego na 48. pozycji. Polacy jeszcze nie są w najwyższej formie. Błysnął tylko Dawid Kubacki (128 m), który trochę narzekał na przygotowanie zeskoku.