Małysz ostatni raz stał na podium 25 marca 2007 roku w Planicy. Wygrał wtedy kończący sezon konkurs na mamuciej skoczni i zdobył po raz czwarty Kryształową Kulę. To był wspaniały czas Orła z Wisły – zwyciężył nie tylko w klasyfikacji generalnej PŚ, ale zdobył też w Sapporo na średniej skoczni złoty medal mistrzostw świata. Trenerem polskich skoczków był wtedy Fin Hannu Lepistoe.
Następny sezon nie przyniósł sukcesów, obecny również obfitował w porażki. Optymizmem powiało dopiero w styczniu, gdy Małysz poprosił o pomoc Lepistoe, z którym Polski Związek Narciarski rozstał się w ubiegłym roku, a teraz znów podpisał z nim kontrakt. Do igrzysk w Vancouver Fin będzie pracował tylko z Małyszem.
Po pierwszej serii w Kuopio czterokrotny mistrz świata był dopiero 12. Skoczył 119 m, pięć i pół metra bliżej niż w skoku próbnym. Prowadził zdecydowanie Fin Harri Olli (130,5) przed swym rodakiem Kalle Keiturium (127). Trzeci był Japończyk Noriaki Kasai (124,5). Lider PŚ Austriak Gregor Schlierenzauer po skoku na odległość 116,5 m nie liczył się już w walce o zwycięstwo.
Finałowa seria pokazała wreszcie Małysza takiego, jakiego chcieliśmy widzieć na mistrzostwach świata w Libercu. Poleciał najdalej, 127 m, i objął prowadzenie. Zepchnął go z tej pozycji dopiero wicelider PŚ Szwajcar Simon Amman, ale inni lądowali bliżej. Nie zawiódł tylko starszy o sześć lat od Małysza Takanobu Okabe. Japończyk ostatni raz wygrał 11 lat temu w Vikersund. To też jest piękny powrót po latach.
Inni zawodzili. Najpierw doświadczony Kasai, później młodzi Finowie, Kalle Keituri i Olli. Ten drugi przegrywa ostatnio szansę za szansą, Najpierw odlatuje rywalom, a później spada z podium. Stefan Hula zajął 26. miejsce, a Kamil Stoch nie znalazł się w finale.