Miło było patrzeć na skoki weteranów na oszronionej skoczni w Ruce. Ammannowi idzie 34. rok życia, Kasai – wiadomo, 42-letni sportowiec cofa zegar od dawna. Ich skoki w kapryśnych warunkach ośrodka w Ruce były zdecydowanie najlepsze – długie i efektowne. Wiek podium w piątek: 104 lata, w sobotę 101.
Ammann, dziś już ojciec rodziny (z żoną Rosjanką Janą Janowską mają syna Theodore'a) jest liderem PŚ. Kasai, też żonaty, objął prowadzenie w klasyfikacji zarobkowej (24 500 franków szwajcarskich). Za ich plecami sytuacja powoli się stabilizuje: wracają na swe miejsce Austriacy, przypominają o sobie Słoweniec Peter Prevc i Niemiec Severin Freund. Atakują też młodzi, ale niektóre ataki kończą się źle. Już w Klingenthal groźnie spadł na zeskok Norweg Phillip Sjoeen, a w sobotę strach było patrzeć na upadki Andreasa Wellingera i najmłodszego skoczka PŚ Anže Laniška.
Niemiec zaraz po wybiciu z progu stracił kontrolę nad lewą nartą, wywinął orła w powietrzu i spadł plecami na bulę. Słoweniec popełnił błąd przy lądowaniu. Obu zawieziono do szpitala, fińscy lekarze wydali w miarę pomyślne komunikaty: złamań nie ma, poważnych stłuczeń też nie, mogą wracać do domów.
Polacy takich emocji na szczęście nam nie dostarczają, ale można mówić o małej katastrofie na starcie sezonu, skoro nadal tylko Piotr Żyła jest w stanie zdobywać skromne punkty (w Kuusamo za 17. i 24. miejsce), pozostali zaś męczą się już w kwalifikacjach.
Podobnie było dwa lata temu, trener Łukasz Kruczek wspominał wówczas nawet o rezygnacji, ale pomógł wyjazd Kamila Stocha do Ramsau i zmieniony program startów i treningów. Kruczek, po konsultacjach z prezesem PZN Apoloniuszem Tajnerem, zapowiada więc powtórkę z procedury awaryjnej, lecz w zmienionych stosownie do sytuacji okolicznościach.