Można śmiało stwierdzić, że to już tradycja - na początku mistrzostw świata elity selekcjonerzy muszą głowić się, kogo wystawić w miejsce liderów swoich zespołów. Turniej jest organizowany w czasie, gdy za oceanem trwają play-offy ligi NHL. Co roku powtarza się ten sam scenariusz: kilka miesięcy przed mistrzostwami kibice oglądają serial o żądaniach klubów amerykańsko-kanadyjskiej ligi odnośnie ubezpieczeń zawodników. Potem fani czekają, które kluby odpadną z rywalizacji o Puchar Stanleya i którzy gracze w związku z tym będą mogli pomagać swoim kolegom z reprezentacji, a także dodawać kolorytu rywalizacji.
W najbardziej komfortowej sytuacji znajduje się trener Rosji Oleg Znarok. Po pierwsze dlatego, że zdecydowana większość jego zawodników występuje w będącej pod rosyjską Egidą lidze KHL. W ten sposób już od samego początku w czeskim turnieju występuje Ilja Kowalczuk, który niedawno zdobył z SKA St. Petersburg Puchar Gagarina (paneuropejski odpowiednik Pucharu Stanleya).
Po drugie do szkoleniowca uśmiechnęło się szczęście - Pittsburgh Penguins przegrali 1-4 w pierwszej rundzie play-off z New York Rangers, więc od początku może liczyć na Jewgienija Małkina. Jeszcze nie wiadomo, co z Aleksandrem Owieczkinem z Washington Capitals. Rosyjscy kibice modlą się, by zespół ich lidera jak najszybciej zakończył swoją przygodę z walką o mistrzostwo NHL.
Ale nawet bez Owieczkina Rosja, obrońca tytułu z zeszłego roku, jest głównym kandydatem do złota. Do tej pory w grupie B wygrała 6:2 z Norwegią i 5:3 ze Słowenią. Nie byli to zbyt wymagający przeciwnicy, więc dzisiaj drużynę Znaroka czeka mecz prawdy - o 16.15 zmierzy się z USA. Amerykanie, którzy na znaczący sukces czekają od 1980 roku (czyli "Cudu na lodzie" - złotego medalu na igrzyskach w Lake Placid) także wygrali dwukrotnie - 5:1 rozbili Finów i po ciężkim boju pokonali Norwegów 2:1.
O to, by Rosjanie nie poczuli się zbyt pewnie, zadbają Kanadyjczycy. Ostatni raz mistrzostwo świata mogli świętować osiem lat temu, gdy triumfowali w Moskwie. W tym roku na Czeskich lodowiskach są nie do zatrzymania. Zawodnicy prowadzenie przez Todda McLellana w dwóch spotkaniach zdobyli 16 bramek, a stracili tylko jedną (w grupie A 6:1 z Łotwą i 10:0 z Niemcami).