Dotychczasowy należy do innego Brytyjczyka Alexa Dowsetta i wynosi 52,491 km.
Bilety na to wydarzenie rozeszły się w kilka minut. Sprzedano 6 tys. sztuk, choć nie należały do tanich. W zależności od miejsca ceny wahały się od 29 do 49 funtów. – Po raz pierwszy od czasu zawodów olimpijskich w 2012 roku mamy wyprzedaną imprezę – powiedział menedżer welodromu Lee Valley VeloPark Jeremy Northop.
Brytyjczyków bardziej niż zamach na rekord przyciąga osobowość kolarza. 34-letni Wiggins to sportowy celebryta, uwielbiany niczym rockowa gwiazda, bo też bardziej zachowaniem i wyglądem przypomina współczesnego muzyka niż sportowca. Kiedy w 2012 roku wygrywał Tour de France Anglicy oszaleli na jego punkcie. Przyciągnął tłumy podczas wyścigu olimpijskiego, szczególnie podczas zwycięskiej czasówki. W tym samym roku królowa brytyjska nadała mu tytuł szlachecki. Mimo że rok później „Wielką Pętlę" wygrywał Chris Froome, nigdy nie wywołał takiego uwielbienia i nie zyskał podobnej popularności.
Rekord w jeździe godzinnej to zupełnie nowe wyzwanie w karierze Wigginsa. Ale kto, jak nie on nadaje się do tego, by próba się powiodła. To syn byłego kolarza torowego, specjalisty od sześciodniówek. Jest aktualnym mistrzem świata i olimpijskim w jeździe indywidualnej na czas. Kolarstwa uczył się przede wszystkim na torze i na welodromie odnosił pierwsze sukcesy – zdobywał złote medale olimpijskie w Atenach (2004) i Pekinie (2008). Tylko dlatego, że nie był w stanie z toru utrzymać siebie i rodziny przerzucił się – z powodzeniem - na szosę.
Do niedzielnej próby przygotowywał się od kwietnia, od wyścigu Paris-Roubaix, który oficjalnie zakończył jego szosową karierę. Do dyspozycji będzie miał specjalnie przygotowany rower, który oprócz doświadczenia, silnych nóg ma być dla Brytyjczyka dodatkowym atutem. Pinarello Wigginsa powstał we współpracy z inżynierami pracującymi w fabryce Jaguara. – Ten rower ma najlepszą aerodynamikę z jaką się spotkałem – powiedział kolarz po kilku testach.