Nowy czempion jest Brytyjczykiem, ma 27 lat, ponad dwa metry wzrostu i niewyparzoną gębę. Ale potrafi w ringu nie tylko zaśpiewać, ale też walczyć na tyle skutecznie, że najdłużej urzędujący mistrz wagi ciężkiej od czasów legendarnego Joe Louisa nie może sobie z nim poradzić i na oczach 56 tysięcy ludzi przegrywa jednogłośnie, tracąc mistrzowskie pasy organizacji WBA, IBF, WBO, IBO.
Punktacja sędziów (115:112, 115:112, 116:111) nie pozostawia wątpliwości, kto był lepszy w Duesseldorfie. Komputerowe statystyki również: Ukrainiec zadał mniej ciosów (231 –371), ich celność pozostawiała też wiele do życzenia (52-86).
Co ciekawe, nikt nie kwestionuje werdyktu. Do słabości przyznaje się zdetronizowany mistrz, mówi o tym jego starszy brat Witalij, były czempion WBC, dziś mer Kijowa. Prawdopodobnie gdyby miał kilka lat mniej, to właśnie on stoczyłby kolejny pojedynek z Furym, by pomścić porażkę młodszego Wowy, jak zdarzało się to w przeszłości. Teraz pozostaje mu tylko wierzyć, że klauzula o rewanżu znajdzie zastosowanie w praktyce i Władimir wróci na ring znacznie lepszy.
Paraliż mistrza
Warto jednak pamiętać, że młodszy z ukraińskich braci w marcu skończy 40 lat i jego czas powoli mija. Fizycznie wciąż prezentuje się znakomicie, ale głowa, co pokazała walka z Furym, zaczyna zawodzić. Psychika zresztą nigdy nie była najmocniejszą stroną Władimira, trzy przegrane przed czasem walki są najlepszym potwierdzeniem tej teorii.
Jednak trzeba mu też przyznać, że w przeszłości potrafił przegonić demony i wygrywać ponad 11 lat. Prestiżowych pasów skutecznie bronił 18 razy, skapitulował dopiero w sobotniej walce z Furym, twierdzi jednak, że to nie było jego ostatnie słowo i wróci zwycięski. Ale to, co pokazał, nie wróży niestety takiego optymistycznego scenariusza.
Nic nie trwa wiecznie, a Władimir młodszy już nie będzie. Tyson Fury umiejętnie wykorzystał swój wzrost i zasięg ramion oraz szybkość. Potrafił też zmienić pozycję na odwrotną, wybić Kliczkę z rytmu i wyprowadzić go z równowagi. Były już mistrz sprawiał wrażenie sparaliżowanego tym, co się dzieje, a jego bezradność była chwilami zaskakująca. Po dziesiątej rundzie usłyszał od Johnathona Banksa w narożniku, że jeśli chce zachować mistrzowskie pasy, musi rywala znokautować. Próbował, ale był bezradny.
Później powie, że to nie był jego dzień, że decydująca była szybkość Tysona, szczególnie w drugiej fazie pojedynku, że z uwagi na imponujący zasięg rywala nie mógł go trafić prawą ręką, a jego lewy prosty też nie pracował jak zwykle.