Taki chyba będzie 64. Turniej Czterech Skoczni – przed wszystkimi znakomity skoczek ze Słowenii, za nim najbliżej Severin Freund, potem ktoś z Norwegów lub Austriaków.
Drugi konkurs nie zawiódł – pojedynek liderów przyniósł sporo atrakcji, zwłaszcza, że pierwszą serię zakończyli niemal na remis – szybkość na progu identyczna, odległość też – Freund 133,5 m, Prevc tyle samo. Różnica 1,4 punktu wzięła się z ocen za styl (+0,5 pkt dla Niemca) i wiatr (+1,9 dla Słoweńca).
W drugiej serii słoweński orzeł pokazał jednak, że taka ostra rywalizacja mu służy, żadnych nerwów, 136 metrów z uśmiechem i wiatrem w plecy, rzadka u Petera opinia, że skok był prawie idealny. Freuda (132,5 m) wyprzedził jeszcze Kenneth Gangnes (134), ale w klasyfikacji turniejowej mamy już układ, jaki przewidywali prawie wszyscy: pierwszy Prevc, drugi Freund, potem austriacko-norweska grupa pościgowa, ale już niezbyt pewna faktu, że pościg może się udać.
Do walki na szczytach Polacy znów się nie włączyli się, ale przynajmniej po pierwszej serii z czwórki została ich dwójka. Niby słabo, ale przecież o jednego skoczka lepiej, niż w Oberstdorfie.
Kibiców Stocha na pewno ucieszył próbny skok mistrza olimpijskiego – 130 metrów, dziesiąte wynik. Do efektownego rezultatu Prevca (140 m) wciąż było daleko, ale reszta już w zasięgu wzroku. Seria KO pokazała, że do doskonałości jeszcze kawałek drogi, ale wstydu nie było – 125 m i twarda walka z Hulą, który skoczył tyle samo.