W Tour de France miał za zadanie wspomagać dwukrotnego mistrza świata, wyrobić mu najlepszą pozycję przed finiszami. Ale to nie wszystko. W górach trzeba było strzec Rafała Majki. Gdy Słowak został zdyskwalifikowany, a Majka wycofał się pokiereszowany po kraksie, Bodnar przez chwilę jechał jakby bez celu, ze słabo sprecyzowanymi zadaniami. Szybko jednak okazało się, że nieszczęście liderów może być wybawieniem dla ich pomocników.
Na własny rachunek
W drugim tygodniu wyścigu kolarz z Chrząstawy otrzymał od dyrektorów grupy Bora-Hansgrohe zielone światło. Mógł robić, co chciał, byleby uratował nieudany dla zespołu tour. Na 11. etapie, do Pau, Polakowi zabrakło zaledwie 250 metrów do tego, by ograć goniący go z furią peleton. Kilka dni później spróbował sił jako sprinter, ale ambicja w tej nienaturalnej dla niego specjalności pozwoliła tylko na zajęcie dziewiątej pozycji.
Jazda na czas od zawsze była ulubioną kolarską konkurencją Bodnara. Mistrzostwa kraju zdobywał już jako junior, w dorosłym świecie po tytuł najlepszego zawodnika w kraju w tej samotnej próbie sięgnął czterokrotnie, ostatni raz przed rokiem. W 2016 roku był czwarty na mistrzostwach świata w Dausze, szósty na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Sam przyznał, że w czasówkach rekompensuje sobie brak sukcesów indywidualnych. Na czas może jechać wreszcie na własny rachunek.
Do przedostatniego etapu Tour de France w Marsylii ruszył przy mocno przerzedzonych trybunach mogącego pomieścić blisko 70 tys. widzów Stade Velodrome. Arena, na której swoje mecze rozgrywa Olympique Marsylia, a w ubiegłym roku na Euro grała polska reprezentacja, pełniła w sobotę funkcję stosowną do historycznej – kolarskiej – nazwy. Francuzi przyszli na Velodrome dopiero na start i przyjazd na metę swoich pupilków – Warrena Barguila, Romaina Bardeta i lidera Christophera Froome'a.
Na ulicach Marsylii kibiców było więcej. Tam Polak zaszalał. Na dwóch punktach kontroli czasu, jednym znajdującym się przy Palais du Paro i kolejnym po wjeździe na wzgórze katedralne, zawodnik Bory miał najlepszy wynik. Do mety na Velodrome dojechał w 28 minut 15 sekund. Później gorzej od niego wypadli byli mistrzowie świata w jeździe na czas Białorusin Wasilij Kirijenka i Niemiec Tony Martin.
Wspaniały pojedynek z rodakiem stoczył dopiero Michał Kwiatkowski. Kolarz Sky, też uwolniony w końcu od obowiązku daniny na rzecz Froome'a, pierwszy odcinek przejechał szybciej od Bodnara. Ostatecznie przegrał z kolegą z reprezentacji o sekundę. Polakom nie dał rady nawet Froome. Anglik zajął trzecią pozycję ze stratą sześciu sekund do zwycięzcy.