Rzeczpospolita: Trwający nadal wyścig Vuelta a Espana już przeszedł do historii polskiego kolarstwa. Rafał Majka i Tomasz Marczyński wygrali trzy etapy hiszpańskiego wyścigu. Czy zatem Polska kolarstwem stoi?
Tomasz Jaroński: Patrząc na wyniki, na pewno tak. Od kilku lat nasi czołowi zawodnicy odnoszą sukcesy na międzynarodowych wyścigach. Michał Kwiatkowski wygrał jeden z tzw. monumentalnych wyścigów, czyli Mediolan–San Remo. Zdobył też mistrzostwo świata. Z kolei Rafał Majka wygrywał etapy w Tour de France, zdobył koszulkę lidera klasyfikacji górskiej, to brązowy medalista igrzysk olimpijskich. Zatem rzeczywiście takich widowiskowych wyników jest sporo, ale to zdecydowanie za mało, żeby mówić o Polsce jako kolarskiej potędze.
Dlaczego?
Wciąż nie wróciliśmy na tory związane kiedyś z sukcesami Ryszarda Szurkowskiego czy Stanisława Szozdy. To były oczywiście czasy kolarstwa amatorskiego, ale wówczas mieliśmy olbrzymie zaplecze, które było podstawą owych zwycięstw. Dziś mamy co prawda kilku świetnych zawodników, organizujemy wyścig Tour de Pologne, ale istnieje też problem z niewielką liczbą startujących kolarzy, liczbą zawodowych grup czy w ogóle liczbą organizowanych w Polsce wyścigów. Na pewno potrzebne jest większe zainteresowanie medialne, a co za tym idzie – więcej pieniędzy od sponsorów. Cały kolarski świat boryka się z kłopotami finansowymi, Polska nie jest tu wyjątkiem.
Jak zatem wykorzystać ostatnie sukcesy polskich kolarzy?