Polacy też wprowadzili wszystkich w błąd, stawiając opór Holendrom. Wydawało się, że wreszcie coś się zmieniło, a trener między przymiarkami garniturów wszczepił zawodnikom odpowiednie dawki ambicji i wiary, skoro już nie mógł podnieść ich umiejętności, ale to było złudzenie, które trwało pięć dni.
Upadek był bolesny. Austria grała z nami jak profesor z uczniami, a potem pokonała Holandię, która miała być niepokonana.
Wcześniejsze rachuby okazały się fałszywe. Kto mógł bowiem spodziewać się, że Chorwacja, czyli medalista dwóch ostatnich mundiali, nie wyjdzie z grupy, Albania wbije bramkę Włochom już w pierwszej minucie gry, a Gruzja pokona Portugalię?
Słabsi mogą więcej
Cechą charakterystyczną mistrzostw była niezwykle ambitna postawa drużyn skazanych na porażkę. Gruzja jest najlepszym przykładem. Ale, mimo zdobycia tylko jednego punktu, z tego samego powodu dobrze zapamiętamy Albanię.
Piłkarze Ukrainy rozpoczęli zawody, jakby myślami byli nie na boisku, a z bliskimi w kraju. Ich dwa kolejne mecze były już świadectwem klasy i zapału. Zdobyć cztery punkty i odpaść z rywalizacji to pech.
Ponieważ prawie wszystkie reprezentacje grały nierówno, a te najlepsze – z wyjątkiem Hiszpanii – poniżej oczekiwań, najbardziej emocjonującymi meczami okazywały się te, w których mierzyli się słabsi. Oni walczyli i nie kalkulowali, a to się zawsze podoba.