Boks olimpijski ma ogromne problemy. Pod koniec ubiegłego roku, gdy nowym prezydentem Międzynarodowej Federacji Boksu Amatorskiego (AIBA) został Uzbek Gafur Rachimow, Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) zagroził wykluczeniem tej dyscypliny z programu najbliższych igrzysk w Tokio (2020).
Kilka dni temu Rachimow zrezygnował z pełnionej funkcji, a tymczasowym prezydentem został 50-letni Marokańczyk Mohamed Moustahsane.
Ale to nie oznacza, że turniej bokserski w Tokio nie jest już zagrożony. AIBA ma długi idące w miliony dolarów i wiele trupów w szafie. MKOl zgasił wprawdzie czerwone światło, ale jest za wcześnie, by odtrąbić sukces, nie tak wcale odległa przeszłość uwiera wciąż jak ość w gardle.
Cichy doradca
Ostatnio do tego, co wydarzyło się w Rio, wrócił prestiżowy paryski dziennik „Le Monde". Francuski boks odniósł tam wielki sukces – sześć medali, w tym dwa złote dla Estelle Mossely (60 kg) i Tony'ego Yoki (+91 kg) dało Francji miejsce w medalowej bokserskiej elicie, za Uzbekistanem i Kubą.
Dziś są podstawy, by twierdzić, że za tym sukcesem stał ówczesny sekretarz generalny AIBA, Francuz Karim Bouzidi, późniejszy, cichy doradca Rachimowa. Siedem medali dla Uzbeków, rodaków Rachimowa, idąc tym tropem, też nie wzięło się z niczego.