Wyniki nie pozostawiają wątpliwości, polska szkoła miotania stalową kulą na długiej lince ma się dobrze, niezależnie, czy to szkoła białostocka, poznańska, czy zamojska. Fajdek (najlepszy rzut: 80,50 m) wygrał z dużą przewagą nad Francuzem Quentinem Bigotem (78,19) i Węgrem Bence Halaszem (78,18) oraz kolegą z reprezentacji Wojciechem Nowickim (77,69).
Konkurs młociarzy, choć był pierwszy w planie finałów, rozpoczął się, zgodnie z katarską normą późno, parę minut przed 21. czasu lokalnego. Krótka prezentacja dwunastki silnych ludzi i zaczęli.
Stadion Chalifa, na trybunach pustawy i senny (mimo ładnej walki wieloboistów i wieloboistek) najpierw zobaczył jak Nowicki, lider tegorocznych światowych tabel, otrzymawszy od losu wczesny numer 2, rzucił spokojnie na początek 76,25 m.
Polaka wyprzedził parę minut późńiej Węgier Bence Halasz (trzeci za Polakami w ME w Berlinie) – 78,18, potem lepszy o parę centymetrów był Francuz Quentin Bigot, ale dopiero próba Pawła Fajdka przeniosła konkurs w inne rewiry – 79,34 m, palec wskazujący w górę i pewne prowadzenie.
Wojciech Nowicki w drugiej serii poprawił się, ale nie rzucił tak, żeby chwalić. Bigot i Halasz utrzymali pozycje. Polski lider dodał kolejne centymetry: 80,16 m, ważna biała linia została przekroczona, rywale już dwa metry za Fajdkiem. Pani trenerka Jolanta Kumor aż wyskoczyła z krzesełka. Potem była jeszcze próba nr 4 – 80,50, która podkreśliła potęgę polskiego miotacza. Przeszedł do historii mistrzostw świata, takie rekordy mogą trwać długo, a kto powiedział, że za dwa lata w Eugene, nie będzie tytułu numer pięć.