Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali

Zmarł Maciej Petruczenko, postać w środowisku dziennikarzy sportowych niezwykła. Pracował tylko w jednej redakcji i to przez ponad 50 lat. Przyszedł w 1970 roku do „Przeglądu Sportowego” i pozostał tam do śmierci.

Publikacja: 27.01.2025 14:36

Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali

Maciej Petruczenko

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Zaczynał pracę jako absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, kiedy redakcja mieściła się jeszcze przy Mokotowskiej 24. Od tamtej pory pismo miało 12 bardziej lub mniej udanych szefów, a Maciek trwał. W 2021 roku, na stulecie „PS”, redakcja przyznała mu tytuł Honorowego Redaktora Naczelnego. Takiego przypadku w naszej branży wcześniej nie było.

Decyzja była nadzwyczaj słuszna. Maciek łączył bowiem niezwykły staż z wyjątkową pracą. Nie tylko „był”, ale tworzył, dużo pisał, stał się jednym z najwybitniejszych znawców lekkiej atletyki i ruchu olimpijskiego. Relacjonował zawody na wszystkich szczeblach, od igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata po takie, na które przychodziła garstka ludzi i jeden dziennikarz – on, bo go to interesowało.

Czytaj więcej

Lucjan Brychczy. Ta legenda na pewno nie umrze

Maciej Petruczenko. Znał wszystkich i wszyscy jego znali

Miał w małym palcu wszystkie wyniki. Znał wszystkich i wszyscy jego znali. Sportowcy, którzy stali się bohaterami jego tekstów lub ledwie ich wspominał, byli szczęśliwi, że „sam redaktor Petruczenko o nich napisał”. Nawet jeśli życzliwie – bo nigdy złośliwie - wytykał im błędy. To on wymyślił Irenie Szewińskiej przydomek Irenissima i napisał o niej książkę „Prześcignąć swój czas”.

Mieszkał w Zalesiu Górnym, ale od maja 2000 roku był redaktorem naczelnym wychodzącej na Ursynowie „Passy”. Łączył nas ten Ursynów (on najpierw mieszkał w bloku przy Nutki, a ja przy ZWM), ale i trochę innych spraw. On był lokalnym patriotą Rembertowa, a ja – Falenicy. On grał w Kadrze, ja w Hutniku. Poznaliśmy się w 1974 roku, kiedy jako początkujący dziennikarz pierwszy raz zjawiłem się na treningu FC Publikator.

To było dziecko Maćka. Wymyślił drużynę złożoną z warszawskich dziennikarzy, początkowo z myślą o reaktywowaniu tradycji meczów z aktorami. Ale szybko FCP stał się bytem samym w sobie. Rozgrywaliśmy po kilkadziesiąt meczów rocznie w całej Polsce. Na halowych mistrzostwach kraju w Opolu, Poznaniu i Gdańsku, przy okazji świąt prasy w Słupsku, Siedlcach i wielu innych miastach.

Zwykle do drużyny dobieraliśmy byłych prawdziwych piłkarzy, przeciwnicy robili to samo i w ten sposób spełnialiśmy młodzieńcze marzenia. Graliśmy po tej samej stronie lub walczyliśmy z bohaterami, o których pisaliśmy – ku radości własnej i uciesze publiczności.

Czytaj więcej

Jan Furtok niejednej bramki. Dawał ludziom radość

Ta radość nie zawsze była pełna. Kiedyś Maciek zorganizował mecz z oldbojami Legii, żeby zmierzyć się z legendami i Lucjanem Brychczym. Byliśmy dumni tylko podczas wyjścia na boisko. Potem Brychczy, sporo od nas starszy, tak nas „zakręcił”, że nie wiedzieliśmy z Maćkiem, gdzie jesteśmy. Takie spotkania kończyły się zazwyczaj wspólnymi kolacjami, podczas których Maciek grał (a dobrze grał) na pianinie, redaktor Jan Zabieglik melorecytował swoje piosenki, uderzając rytmicznie dłonią w uda, a ja – wspierany przez chór kolegów – śpiewałem pieśni patriotyczne z akcentami antyradzieckimi.

Maciej Petruczenko. Ochrzcili go mianem „Ślepy muzyk”

Miał problemy ze wzrokiem i długo nie nosił okularów. W grze czasami to przeszkadzało. Ta wada, w połączeniu z talentem do pianina sprawiła, że Krzysiek Bazylow, przyjaciel z redakcji i człowiek o niezwykłym poczuciu humoru, ochrzcił Maćka mianem „Ślepy muzyk”. Maciek nie protestował, czasami tylko pytał „Bazylego”, czy jemu się wzrok nie poprawił. A Krzysiek też nie nosił okularów, mimo że miał w jednym oku chyba minus pięć dioptrii, a w drugim plus pięć - jeśli to możliwe.

To był nie tylko jego problem, ponieważ Krzysztof Bazylow, jako bramkarz FC Publikator, czasami dostrzegał piłkę, kiedy już trzeba ją było wyjmować z siatki. A to czasami łączyło się ze złośliwą uwagą „Petro”. Nie było w tym jednak złości.

Cóż ja miałem powiedzieć, kiedy w jednym z meczów na Jelonkach, po minięciu trzech obrońców, miałem przed sobą już tylko bramkarza i pewność zdobycia gola, gdy ostrym wejściem w nogi zostałem powalony. Pierwsza myśl: mamy przynajmniej karnego. Ale kiedy wstałem, okazało się, że sfaulował mnie „Petro”, partner z drużyny. – Wiesz – powiedział – przepraszam, myślałem, że to przeciwnik. Powinniśmy mieć koszulki w bardziej kontrastujących kolorach.

Czytaj więcej

Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc

 Kiedy dzwonił przed dwoma tygodniami z jakimś pytaniem, zaczął jak zwykle od słów „Di Stefano, tylko ty mi możesz powiedzieć”. Ja robiłem czasami to samo, dzwoniąc do niego, bo takich dziennikarzy jak on już prawie nie było, a wiedza, jakiej potrzebowaliśmy do napisania tekstu nie była powszechna i nie można jej było znaleźć w internecie.

Odchodząc, Maciek Petruczenko zabrał ze sobą czasy, w których wiedza dziennikarzy sportowych nie ograniczała się do wyników. Mieli inne zainteresowania, byli partnerami sportowców, a nie ich wrogami. Nasze środowisko było w miarę zjednoczone, praca sprawiała przyjemność i jeszcze umieliśmy się przy tym dobrze bawić. Stał się legendą za życia i tak już zostanie.

Zaczynał pracę jako absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, kiedy redakcja mieściła się jeszcze przy Mokotowskiej 24. Od tamtej pory pismo miało 12 bardziej lub mniej udanych szefów, a Maciek trwał. W 2021 roku, na stulecie „PS”, redakcja przyznała mu tytuł Honorowego Redaktora Naczelnego. Takiego przypadku w naszej branży wcześniej nie było.

Decyzja była nadzwyczaj słuszna. Maciek łączył bowiem niezwykły staż z wyjątkową pracą. Nie tylko „był”, ale tworzył, dużo pisał, stał się jednym z najwybitniejszych znawców lekkiej atletyki i ruchu olimpijskiego. Relacjonował zawody na wszystkich szczeblach, od igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata po takie, na które przychodziła garstka ludzi i jeden dziennikarz – on, bo go to interesowało.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Materiał Promocyjny
7 powodów, dla których warto przejść na Małą Księgowość
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
Materiał Promocyjny
Wystartowały tegoroczne ferie zimowe