W tym samym Sopocie w marcu 2016 Polacy mierzyli się w pierwszej rundzie Grupy Światowej z Argentyną. W wielkiej Ergo Arenie, z jeszcze większymi nadziejami. Jerzy Janowicz nie zagrał z powodu kontuzji, Polska przegrała, ale wydawało się, że gdy nasz as wyzdrowieje i z klasowym deblem, żadne marzenie nie jest zbyt szalone.
Minęły dwa lata i ze snów o potędze niewiele zostało. Janowicz wciąż nie gra, a bez niego w dobrej formie reprezentacja prowadzona od lat przez Radosława Szymanika z zespołu, który nie miał powodu bać się prawie nikogo, stała się drużyną, dla której nie ma łatwych rywali. Nawet z Zimbabwe trzeba uważać, choć zwycięstwo jest obowiązkowe.
W singlu w Sopocie mieli grać Hubert Hurkacz (został niedawno polskim nr. 1, zajmuje w rankingu ATP miejsce 171.) i Kamil Majchrzak (226.), ale w czwartek okazało się, że Hurkacz podczas jednego z ostatnich treningów doznał kontuzji. Gdyby nie wystąpił, jego miejsce zająłby weteran Michał Przysiężny (1139. ATP).
W deblu nie ma wątpliwości: punkt powinni zdobyć Marcin Matkowski i Łukasz Kubot. Ten ostatni końcówkę ubiegłego sezonu miał znakomitą w parze z Marcelo Melo. Początek tego roku wyglądał gorzej – Polak i Brazylijczyk przegrali w ćwierćfinale Australian Open i w pierwszych rundach w Indian Wells i Miami, ale wciąż są liderami światowego rankingu.
Rywale to gracze anonimowi. Benjamin Lock zajmuje w klasyfikacji ATP miejsce 472., a Takanyi Garanganga 490.