Typowanie tego, kto wygra w Paryżu, właściwie nie ma sensu. Miało większy, gdy w pełni formy i zdrowia byli Roger Federer, Novak Djoković czy Andy Murray, choć i oni nie potrafili zrobić krzywdy Nadalowi na jego ziemi. Teraz, gdy „Kareta Asów" odjechała w siną dal, Hiszpan w Paryżu został sam z młodzieżą, która ma ambicje, ale jeszcze do triumfu nie dorosła.
Finałowy przeciwnik Nadala Austriak Dominic Thiem wygrywał już z nim na korcie ziemnym i to nieraz (nawet w tym roku w Madrycie), ale gdy przyszło do decydującego starcia, znów rządził stary król.
Jedynym, który sprawił mu kłopoty w drodze do jedenastego triumfu, był Diego Schwartzman. Argentyńczyk wygrał pierwszego seta, a potem spadł deszcz i zrobiło się ciemno, co – jak przyznał sam Nadal – bardzo mu pomogło.
Thiem czy Sascha Zverev to potencjalni przyszli liderzy światowego rankingu, ale jeszcze nie teraz, gdy na ziemi rządzi Nadal, a na szybszych nawierzchniach Roger Federer. Trudno powiedzieć, kiedy to się zmieni, tenisowi fachowcy wieszczyli już koniec i jednego, i drugiego, a oni trwają i mają się dobrze.
W finale Nadal nie miał problemów z pokonaniem Thiema. Wygrał 6:4, 6:3, 6:2. Odrobinę napięcia było tylko w ostatnim gemie trzeciego seta, gdy Hiszpan serwował, prowadził 5:2 i 40:0, a Thiem wyrównał i uległ dopiero przy piątym meczbolu. Wiara, że coś się zmieni, była właściwie irracjonalna, choć Nadal walczył ze skurczem ręki.