Korespondencja z Paryża
Przed turniejem tematem nr 1 był powrót Rogera Federera, bo gdzie on, tam estetyczne spełnienie, pełna kasa i trybuny. Pytaniem nr 2 było to, czy Novak Djoković - faworyt prawie wszystkich fachowców - wygra czwarty turniej wielkoszlemowy z rzędu. I dopiero na końcu zastanawiano się, czy trudna wiosna Rafaela Nadala oznacza, że forteca z Majorki podczas Roland Garros będzie wreszcie możliwa do zdobycia. Gdy w niedzielę zaczynał się finał, tylko ten ostatni dylemat wciąż był aktualny. Federera w półfinale pokonał Nadal, Djoković po dwudniowym meczu przegrał z Thiemem i tak doszło do powtórki z ubiegłorocznego finału.
Wyniki
Ale tylko aktorzy byli ci sami, sztuka zupełnie inna. Rok temu Thiem dał się zjeść w apfelstrudlu, a tym razem długo stał Nadalowi kością w gardle. Zaczęli znakomicie, pierwsze gemy były tak intensywne, że można było śmiało zadać pytanie jak wygląda to specjalne miejsce w piekle dla bon vivantów z korporacji, którzy woleli szampana w knajpie niż pierwszego seta od początku (podczas sobotniego finału kobiet organizatorom było tak głupio, że wiele lóż zapełniły dzieci do podawania piłek).
W meczu z Nadalem na korcie ziemnym kluczowe znaczenie ma moment, w którym rywal zda sobie sprawę, że jak dobrze by nie grał, jest bezradny. Największą zasługą Thiema było to, że nie poddał się szybko, choć po pierwszym secie miał prawo powiedzieć to samo, co Boris Becker po pamiętnym finale ATP Tour w roku 1996 z Pete,em Samprasem: „Grałem najlepiej w życiu, ale to było za mało”. W drugim secie znakomicie do tej pory serwujący Nadal niespodziewanie stracił swoje podanie przy stanie 5:6 i przegrał seta. Ale słabość Hiszpana nie trwała długo, w czterech pierwszych gemach seta trzeciego Thiem wygrał tylko jedną piłkę i tej straty już nie odrobił. To był przełomowy fragment meczu. W secie czwartym Austriak też szybko przegrał swój serwis i Nadal dojechał z tą przewagą do mety. Wygrał 6:3, 5:7, 6:1, 6:1.
Wniosek z tego finału może być tylko jeden: z nim nikt w Paryżu nie wygra, dopóki będzie w pełni sił. Rotacja jaką nadaje piłce, szybkość z jaką porusza się po korcie, coraz bardziej urozmaicony serwis i leworęczność czynią go panem tej ziemi od roku 2005 (z przerwami tylko na lata 2009 i 2015 i 2016). Takiego panowania w żadnym z wielkoszlemowych turniejów nie było nigdy w historii tenisa.