Roland Garros: Forteca wciąż niezdobyta

Rafael Nadal dwunasty raz wygrał turniej Roland Garros pokonując w finale Dominika Thiema. U kobiet sensacyjny triumf Australijki Ashleigh Barty.

Aktualizacja: 09.06.2019 18:37 Publikacja: 09.06.2019 18:33

Roland Garros: Forteca wciąż niezdobyta

Foto: AFP

Korespondencja z Paryża

Przed turniejem tematem nr 1 był powrót Rogera Federera, bo gdzie on, tam estetyczne spełnienie, pełna kasa i trybuny. Pytaniem nr 2 było to, czy Novak Djoković - faworyt prawie wszystkich fachowców - wygra czwarty turniej wielkoszlemowy z rzędu. I dopiero na końcu zastanawiano się, czy trudna wiosna Rafaela Nadala oznacza, że forteca z Majorki podczas Roland Garros będzie wreszcie możliwa do zdobycia. Gdy w niedzielę zaczynał się finał, tylko ten ostatni dylemat wciąż był aktualny. Federera w półfinale pokonał Nadal, Djoković po dwudniowym meczu przegrał z Thiemem i tak doszło do powtórki z ubiegłorocznego finału.

Wyniki

Ale tylko aktorzy byli ci sami, sztuka zupełnie inna. Rok temu Thiem dał się zjeść w apfelstrudlu, a tym razem długo stał Nadalowi kością w gardle. Zaczęli znakomicie, pierwsze gemy były tak intensywne, że można było śmiało zadać pytanie jak wygląda to specjalne miejsce w piekle dla bon vivantów z korporacji, którzy woleli szampana w knajpie niż pierwszego seta od początku (podczas sobotniego finału kobiet organizatorom było tak głupio, że wiele lóż zapełniły dzieci do podawania piłek).

W meczu z Nadalem na korcie ziemnym kluczowe znaczenie ma moment, w którym rywal zda sobie sprawę, że jak dobrze by nie grał, jest bezradny. Największą zasługą Thiema było to, że nie poddał się szybko, choć po pierwszym secie miał prawo powiedzieć to samo, co Boris Becker po pamiętnym finale ATP Tour w roku 1996 z Pete,em  Samprasem: „Grałem najlepiej w życiu, ale to było za mało”. W drugim secie znakomicie do tej pory serwujący Nadal niespodziewanie stracił swoje podanie przy stanie 5:6 i przegrał seta. Ale słabość Hiszpana nie trwała długo, w czterech pierwszych gemach seta trzeciego Thiem wygrał tylko jedną piłkę i tej straty już nie odrobił. To był przełomowy fragment meczu. W secie czwartym Austriak też szybko przegrał swój serwis i Nadal dojechał z tą przewagą do mety. Wygrał 6:3, 5:7, 6:1, 6:1.

Wniosek z tego finału może być tylko jeden: z nim nikt w Paryżu nie wygra, dopóki będzie w pełni sił. Rotacja jaką nadaje piłce, szybkość z jaką porusza się po korcie, coraz bardziej urozmaicony serwis i leworęczność czynią go panem tej ziemi od roku 2005 (z przerwami tylko na lata 2009 i 2015 i 2016). Takiego panowania w żadnym z wielkoszlemowych turniejów nie było nigdy w historii tenisa.

Finału kobiet nie zapamiętamy na długo, choć jego triumfatorka zasługuje na uwagę. Ashleigh Barty to w dzisiejszym tenisie biały kruk. W świecie, gdzie wszystkim śpieszno do zwycięstw, blichtru i pieniędzy, ona w wieku 15 lat wygrywa w roku 2011 juniorski Wimbledon i rzuca tenis, bo nie lubi rozstań z rodziną, długich podróży i stresu. Po latach powie, że to zwycięstwo było najlepszą i najgorszą chwilą w jej życiu. W roku 2014 zajęła się krykietem. Wytrwała dwa lata, podczas których dojrzała i zrozumiała, że wygodnie wyspać się można nie tylko w domowym łóżku. Wróciła, ale nie był to powrót łatwy, bo los jej nie pieścił: nie jest wysoka i silna, serwis miała słaby i musiała ciężko pracować, by dziś serwować asy. Jej tenis pozostał jednak kobiecy, slajsowany bekhend, którego używa często, jest jak powrót do historii, która wydawała się zakończona, gdy z kortów zniknęła Steffi Graf.

Oczywiście Barty, która wygrała w Paryżu swój pierwszy wielkoszlemowy turniej miała dużo szczęścia, że jej finałową rywalką była 20 - letnia Marketa Vondrousova. Czeszka po drodze do finału nie straciła ani jednego seta, ale w najważniejszym meczu - jak to sama określiła - dostała bolesną lekcję (6:1, 6:3).

Barty będzie od poniedziałku wiceliderką rankingu WTA, tenis kobiet jest w okresie bezkrólewia, oby jedną z tych, które z tej sytuacji skorzystają była też mistrzyni juniorskiego Wimbledonu (2018) Iga Świątek. O Polce w pierwszym tygodniu Roland Garros było głośno, wygrała trzy mecze, Simona Halep wymieniła ją wśród młodych - zdolnych bez kompleksów, które ona miała jako nastolatka. Pierwszy krok został zrobiony, Iga z Warszawy nie boi się tenisowego życia tak bardzo jak bała się Ashleigh z Ipswich w Australii. Wprost przeciwnie, sprawia wrażenie jakby to był jej świat, szczerze przyznaje, że wybrała tenis, bo sukces w tym sporcie pozwala odmienić los. Po części to już się stało, teraz czas na mądre decyzje, biznesowe i sportowe, a przede wszystkim na Wimbledon, gdzie tak naprawdę dla Polki i Australijki wszystko się zaczęło.

Między juniorskim sukcesem Barty  na londyńskiej trawie i dorosłym trumfem na paryskiej ceglanej mączce minęło aż 8 lat, bo szukała zgody z samą sobą. Iga Świątek wydaje się lepiej uzbrojona na podróż w dorosłość, dlatego jest nadzieja, że na jej awans do elity nie będziemy czekali tak długo.

Korespondencja z Paryża

Przed turniejem tematem nr 1 był powrót Rogera Federera, bo gdzie on, tam estetyczne spełnienie, pełna kasa i trybuny. Pytaniem nr 2 było to, czy Novak Djoković - faworyt prawie wszystkich fachowców - wygra czwarty turniej wielkoszlemowy z rzędu. I dopiero na końcu zastanawiano się, czy trudna wiosna Rafaela Nadala oznacza, że forteca z Majorki podczas Roland Garros będzie wreszcie możliwa do zdobycia. Gdy w niedzielę zaczynał się finał, tylko ten ostatni dylemat wciąż był aktualny. Federera w półfinale pokonał Nadal, Djoković po dwudniowym meczu przegrał z Thiemem i tak doszło do powtórki z ubiegłorocznego finału.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Hubert Hurkacz w czwartej rundzie w Madrycie. Polak poczuł się pewnie na ziemi
Tenis
Zendaya w „Challengers”. Być jak Iga Świątek i Coco Gauff
Tenis
WTA Madryt. Iga Świątek zagrała koncert. Sprinterski awans do 1/8 finału
Tenis
Hubert Hurkacz w imponującym stylu zaczął turniej w Madrycie
Tenis
WTA Madryt. Magda Linette przegrała z Aryną Sabalenką po dwugodzinnej bitwie