Wystartowała polska czwórka, Hubert Hurkacz i Magda Linette doszli do trzeciej rundy. Gra polskich rakiet była niekiedy godna pochwał, lecz pożegnanie ze wszystkimi nadeszło przed półmetkiem, czyli niedzielną przerwą od tenisa.
Końcowe wrażenia nie są jednak złe. Dwa sety meczu Hurkacza z Djokoviciem obiecały naprawdę wiele. Polski tenisista lubi trawę i trawa lubi jego grę, widać kolejny krok ku najlepszym. Hurkacz w swej konsekwencji i uporze, także w ujmującej skromności, podoba się wszystkim. Pozostaje też sobą, choć w Wimbledonie czyniono już interesujące porównania: returnuje jak Andy Murray, fruwa do piłek przy siatce jak Boris Becker, odżywia się rygorystycznie jak Novak Djoković (Polak też nie spożywa glutenu, laktozy, białka z mięsa i ryb, podstawą jego diety są ryż i warzywa).
Podoba się także ciągłe patrzenie Hurkacza i jego ekipy w przyszłość. – Jest jeszcze wiele do poprawy i będziemy nad tym pracować – to zdanie słyszeliśmy od tenisisty zdecydowanie najczęściej.
Wiara w pracę
Magda Linette po wimbledońskim przełamaniu – wreszcie wygrała w Londynie mecze na trawie – jest znów pierwszą rakietą polskiego tenisa. Ona także trzyma się twardo realiów dyscypliny, wierzy w pracę i w to, że może jeszcze się poprawić, choć łączy karierę ze studiami.
– Jestem na razie 60., a nie w pierwszej dziesiątce świata, więc nie mogę mówić, że tak naprawdę przewodzę, jestem rzeczywistą liderką polskiego tenisa. Jeśli będę kiedyś tak wysoko, to będzie pełnoprawny powód do dumy. Chciałabym odgrywać taką rolę, tym bardziej że mam już odpowiednie doświadczenie, także wiedzę z budowania swojego teamu, mogłabym dużo wnieść w tej dziedzinie – mówiła „Rz".