Bardzo krótko można było karmić się nadzieją, że Iga Świątek tego spotkania nie przegra, bo na tle pełnej energii Greczynki prezentowała się mniej bojowo i nie było w jej grze świeżości. Na początku mozolnie wygrywała własne gemy serwisowe i niekiedy próbowała zagrozić rywalce, ale widać było wyraźnie, że to nie jest Iga jak zwykle.
Pierwsza poważna wątpliwość pojawiła się w końcu pierwszego seta, gdy zamiast prowadzić 5:4, jednak straciła gema przy swym podaniu. W takiej chwili brakuje czasu na odrabianie strat. Seria 22 paryskich wygranych gemów dość brutalnie się skończyła, pozostało walczyć o przedłużenie serii 11 wygranych meczów, ale z tym było jeszcze trudniej, bo przy wyniku 0:2 w drugim secie Polka poprosiła o pomoc medyczną.
Nie tylko Tsitsipas
Wróciła z opatrzonym prawym udem, ale obraz spotkania się nie zmienił. Maria Sakkari nadal fruwała po korcie, mając wsparcie w mocnym serwisie. Troską przygaszonej Igi było raczej to, by nie powiększyć straty. 6:4, 6:4 dla 18. rakiety świata to wynik oddający stan rzeczy. Jeśli ktoś wierzył, że wróci nagle dawna Maria, której nigdy nie brakowało mocy, ale dość często zdarzało się tracić nad nią kontrolę, musiał zmienić zdanie.
Sakkari, córka tenisistki i wnuczka tenisisty, przypomniała rodakom, że mają wśród najlepszych na świecie nie tylko Stefanosa Tsitsipasa. Wydaje się, że zwycięstwa nad ubiegłorocznymi finalistkami Roland Garros (przed Igą pokonała Sofię Kenin) każą widzieć w Greczynce najmocniejszą kandydatkę do końcowego sukcesu, choć w Paryżu wygłaszanie definitywnych opinii o kobiecym tenisie sprawdza się ostatnimi laty raczej słabo.
Na pewno wiadomo, że będzie nowa mistrzyni Roland Garros, że nie będzie to żadna heroina z pierwszej dziesiątki rankingu, że będziemy w pośpiechu uzupełniali wiedzę o źródłach sukcesu tegorocznych półfinalistek.