Jeszcze nigdy przed wielkoszlemowym występem Huberta Hurkacza nie było tylu powodów do optymizmu. Najlepszy polski tenisista początek sezonu miał znakomity, wygrał sześć meczów z rzędu, pokonał zawodników ze ścisłej światowej czołówki – Dominika Thiema, Diego Schwartzmana i Bornę Coricia, w Australian Open został rozstawiony (31), jego ojciec w rozmowie z „Rzeczpospolitą" mówił, że syn pracował ciężko i gotowy jest na pięciosetowe mecze w upale.
Dlatego tak bardzo żal, że skończyło się na klęsce w meczu drugiej rundy z Australijczykiem Johnem Millmanem (47 ATP) 4:6, 5:7, 3:6. I żeby było jeszcze bardziej smutno – ten wynik nie krzywdzi Polaka, bo był to jeden z najsłabszych wielkoszlemowych występów Hurkacza. Decydujące znaczenie dla przebiegu meczu miał pierwszy set, w którym dwa razy przełamywał podanie rywala i dwukrotnie nie wykorzystał tej przewagi, a seta przegrał po podwójnym błędzie serwisowym.