Więcej dla mniejszych

Tenisiści żądają od organizatorów Wielkich Szlemów, by przeznaczali dla nich większą część zysków z turniejów.

Aktualizacja: 29.08.2019 20:33 Publikacja: 29.08.2019 18:40

Więcej dla mniejszych

Foto: AFP

Ten konflikt tli się od dawna, pionierem rebelii był długo Novak Djoković, pozostali gwiazdorzy, przede wszystkim Roger Federer i Rafael Nadal, nie podzielali jednak wszystkich poglądów Serba. Media pisały nawet o konflikcie na szczytach zawodowego tenisa, ale dziś sytuacja wygląda już inaczej.

Najpierw Szwajcar i Hiszpan zgodzili się wejść do Rady Zawodniczej ATP (Djoković już w niej był) a potem podczas US Open, odbyło się spotkanie „wielkiej trójki", po którym wysłano jasny sygnał: zawodowy tenis musi się zmienić, a w pierwszej kolejności dystrybucja pieniędzy po czterech turniejach wielkoszlemowych.

Liderzy frondy przypominają, że Wielkie Szlemy dla swych głównych aktorów, czyli graczy, przeznaczają tylko 7 procent zysków, a to bardzo mało w porównaniu np. z zawodowymi ligami w USA (koszykarska NBA i hokejowa NHL – 50 procent, futbolowa NFL – 47 procent, baseballowa MLB – 44 procent).

Gwiazdorzy zapewniają przy okazji, że wcale nie chodzi im o to, by jeszcze więcej zarabiali najlepsi, lecz by godnie żyć z gry mogło więcej zawodników, także tych, którzy udział w Wielkich Szlemach kończą na eliminacjach lub pierwszych rundach.

Jednym z najbardziej zaangażowanych wojowników o nowe zasady jest Kanadyjczyk Vasek Pospisil. W wywiadzie dla francuskiego dziennika „L'Equipe" powiedział, że przyzwoicie żyć z tenisa powinno przynajmniej 300 czołowych graczy w rankingu ATP.

Tymczasem władze tej organizacji, która, co warto przypomnieć, powstała jako Związek Zawodowy Tenisistów, poszły ostatnio w zupełnie innym kierunku, znacznie utrudniając zawodnikom dobijającym się do czołówki zdobywanie najważniejszych rankingowych punktów (stworzono dla nich osobny, drugoligowy ranking).

Turnieje wielkoszlemowe od kilku lat zwiększają pulę na nagrody dla uczestników kwalifikacji oraz odpadających w pierwszej i drugiej rundzie turnieju głównego.

Jednym z argumentów za tą zmianą było to, by internetowy hazard nie podminował zawodowego tenisa, by pokusa sfingowania meczu była mniejsza dla z trudem wiążących koniec z końcem zawodników. Tę zmianę wszyscy poparli, ale – jak widać – teraz czas na więcej.

Jedno nie ulega wątpliwości: jeśli w tej sprawie jednym głosem mówić będą Federer, Nadal i Djoković, to żaden organizator turnieju ani władze ATP Tour tego głosu nie zlekceważą.

Ten konflikt tli się od dawna, pionierem rebelii był długo Novak Djoković, pozostali gwiazdorzy, przede wszystkim Roger Federer i Rafael Nadal, nie podzielali jednak wszystkich poglądów Serba. Media pisały nawet o konflikcie na szczytach zawodowego tenisa, ale dziś sytuacja wygląda już inaczej.

Najpierw Szwajcar i Hiszpan zgodzili się wejść do Rady Zawodniczej ATP (Djoković już w niej był) a potem podczas US Open, odbyło się spotkanie „wielkiej trójki", po którym wysłano jasny sygnał: zawodowy tenis musi się zmienić, a w pierwszej kolejności dystrybucja pieniędzy po czterech turniejach wielkoszlemowych.

Tenis
Hubert Hurkacz wciąż nie doszedł do siebie. Jest już poza Australian Open
Tenis
Iga Świątek gotowa do walki. Kolejne pewne zwycięstwo w Australian Open
Tenis
Australian Open z ważną zmianą. Czy trener może przesądzić o wyniku meczu?
Tenis
Australia da się lubić. Magdalena Fręch gra dalej
TENIS
Australian Open. Hurkacz szuka wersji 2.0. Takiego meczu dawno nie zagrał
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego