W niedzielnym finale w Shenzhen (Chiny) Australijka pokonała broniącą tytułu Elinę Switolinę 6:4, 6:3 i było to jej pierwsze zwycięstwo nad Ukrainką w sześciu meczach. Wiedziała, kiedy wygrać, bo stawką w tym pojedynku była najwyższa nagroda w historii tenisa. Barty dostała 4,42 mln dolarów, to o blisko milion więcej, niż płaci triumfatorom najhojniejszy z Wielkich Szlemów – nowojorski US Open.
Ta premia to kolejny dowód, że finansowe serce kobiecego tenisa bije w Azji, gdzie pod koniec sezonu są na korcie żniwa, w których uczestniczą te, które na ostatnich nogach dobiegły do mety (w Shenzhen już w trakcie rywalizacji wycofały się lub zeszły z kortu z powodu kontuzji Naomi Osaka, Bianca Andreescu i Belinda Bencić).
Ze zwycięstwa Barty trudno się nie cieszyć, bo to tenisistka nietypowa i sportowe życie miała nietypowe. Kiedy w roku 2011 wygrała juniorski Wimbledon i wszystko wskazywało, że jak przystało na dziewczynę wychowaną w okolicach Brisbane, będzie już zawsze miała słońce po swojej stronie ulicy, zamiast radości pojawiło się zmęczenie podróżami, tęsknota za domem i depresja. Przestała grać w tenisa, a zaczęła w krykieta i wydawało się, że przy tym sporcie pozostanie.
Wróciła jednak na kort, zaczęła nowe tenisowe życie, a w mijającym sezonie udowodniła, że do zwycięstw można dojść drogą inną niż ta, którą podążają tenisowe dzieci popychane ambicją i chciwością rodziców.
I jakby tego było mało, sposób gry Barty jest tak samo oryginalny jak ta droga. Australijka w niczym nie przypomina posągowej divy w typie Marii Szarapowej czy Garbine Muguruzy, nie jest potężna jak Serena Williams (jej finałowa rywalka Elina Switolina także do tej charakterystyki pasuje), z bekhendu gra głównie slajsem, co przypomina czasy Steffi Graf, nie ma żadnego rozstrzygającego atutu, a jednak wygrywa i bardzo widowiskowo konstruuje punkty. Oglądanie jej tenisa sprawia wielką przyjemność, bo to jakby znaleźć w skrzynce zagubioną przez listonosza pocztówkę z czasów, wydawałoby się, bezpowrotnie minionych, gdy triumfowały Martina Hingis czy Justine Henin lub nieco później z najlepszymi nawiązywały walkę Agnieszka Radwańska czy Roberta Vinci.