Szwajcar, który wygrywał Masters sześć razy, miał po pokonaniu młodszego o 15 lat Włocha (7:6 (7-2), 6:3) dobry humor. – To nie jest zwykła sprawa przegrać mecz, wrócić i znów grać, ale tak zrobiłem w ubiegłym roku, więc mam pewne doświadczenie – żartował w rozmowie na korcie z Annabel Croft.
– Jestem bardzo zadowolony z poziomu mej dzisiejszej gry. Matteo to zawsze trudny przeciwnik, z potężnym serwisem, ale i ja byłem w pełni skuteczny w gemach przy własnym podaniu i to mi dziś pomogło. Mam nadzieję, że podtrzymam formę, może nawet zagram odrobinę lepiej w następnym spotkaniu – dodał, już nieco poważniej.
Statystycy powiedzą, że musiał wygrać z Berrettinim, skoro od zawsze wygrywał mecze w drugiej serii spotkań grupowych turnieju Masters (ma nieskalany bilans 17-0), ale następne spotkanie zagra z Novakiem Djokoviciem, więc każda poprawa skuteczności może się przydać.
Pierwsze zwycięstwo Federera ma spore znaczenie dla układu tabeli w grupie im. Björna Borga. Oznacza przede wszystkim dużą szansę dla Dominika Thiema – jeśli Austriak wygra we wtorek wieczorem drugi mecz z Djokoviciem, na pewno zagra w półffinale. Wygrana Serba całkowitej pewności awansu Novakowi nie daje, ale taką na 99 procent.
Berretini już niemal na pewno odpadł, ale wciąż może zaznaczyć się w historii włoskiego tenisa i zostać w czwartek pierwszym tenisistą swego kraju, który wygrał mecz grupowy w Masters. Adriano Panatta (w 1975) i Corrado Barazzutti (1978) nie dali rady.