Kiedy rok temu Simona Halep dała na tym samym korcie i w tej samej fazie turnieju surową lekcję nastolatce z Warszawy (6:1, 6:0), chwaląc jednocześnie jej talent, można było podejrzewać, że to kurtuazja mistrzyni wobec dziewczyny, która wprawdzie już gra dobrze, ale na zwycięstwa z najlepszymi musi jeszcze trochę poczekać.
Minął rok i Iga Świątek pokonała Halep w takim stylu, że zauważył to cały tenisowy świat. I wszyscy podkreślają, że faworytka nie zawiodła, nie grała źle, a właściwie trudno powiedzieć jak grała, bo Świątek nie dała jej dojść do słowa.
Halep traci wiarę
W pierwszym secie znak zapytania mógł być tylko jeden: kiedy skończy się ten stan łaski, kiedy Iga przestraszy się konsekwencji tego, co robi. Nie przestraszyła się ani na moment, a gdy w jedynym gemie rozgrywanym na przewagi (przy prowadzeniu Polki 4:1 i serwisie Halep) zagrała fantastyczny skrót, Rumunka mogła stracić wiarę w to, że jej klasa i doświadczenie mogą się jeszcze w tym secie do czegoś przydać.
Drugi set był prawie taki sam, choć Rumunka próbowała się ratować. Iga wygrała dwa pierwsze gemy i miała trzy break pointy na 3:0 przy serwisie Halep. Przegrała jednak tego gema i to był jedyny moment, gdy poczuliśmy delikatne ukłucie niepokoju. Ale dwa gemy później Polka przełamała Rumunkę (przy szóstej okazji), objęła prowadzenie 4:1, po chwili 5:1, i mecz właściwie się skończył.
W pierwszych słowach po zwycięstwie, jeszcze na korcie, Iga powiedziała, że sama nie bardzo wierzy w to, co zrobiła, ale długo w tym stanie zapewne nie została, bo reakcje na jej wyczyn są jednobrzmiące: zobaczyliśmy jeden z największych talentów kobiecego tenisa, dziewczynę, która ma wszystkie argumenty, by zajść tam, gdzie była Agnieszka Radwańska, lub jeszcze dalej.