- Bardzo się cieszymy, że Jurek wraca do reprezentacji. Będzie nie tylko wsparciem dla drużyny, ale również atrakcją dla kibiców. Jego przerwa w grze była tak długa, że zanim wróci do pełni swoich możliwości, może minąć kilka miesięcy, więc nikt nie oczekuje na cudów. I tak miłym akcentem były jego styczniowe mecze w challengerach we Francji. Mam nadzieję, że występ w Kaliszu doda mu trochę pewności siebie – powiedział kapitan reprezentacji Mariusz Fyrstenberg szefowi biura prasowego meczu Tomaszowi Dobieckiemu.
Ostatnio w reprezentacji Janowicz grał we wrześniu 2015 roku, przyczyniając się do zwycięstwa nad Słowacją w Gdyni i awansu do Grupy Światowej.
- Po czterech latach wystąpię w drużynie narodowej i znowu zagram w Pucharze Davisa. Cieszę się, że wracam na korty. Za mną bardzo długa przerwa, dwa lata i trzy miesiące, to szmat czasu. W tym półtora roku bez jakichkolwiek treningów. W sumie powrót do rygoru treningowego nie był dla mnie trudny, przynajmniej nie fizycznie. Moje kolano po operacji i rehabilitacji powoli się adaptowało, w styczniu wreszcie wróciłem na korty. Gorzej tę przerwę zniosłem mentalnie, bo trudno było tak długo wytrzymać bez tenisa. Na pewno było to o wiele trudniejsze, niż w 2016 roku, kiedy przed igrzyskami w Rio miałem sześć miesięcy przerwy – dodał Jerzy Janowicz w rozmowie z Tomaszem Dobieckim.
- Najwyżej notowanym singlistą w składzie (461 ATP) jest Kacper Żuk. W styczniu wystąpił w Australii w polskiej drużynie startującej w pierwszej edycji ATP Cup. Pokonał tam wyżej notowanego Austriaka Dennisa Novaka (był wtedy 108. na świecie), miał też okazję zagrać przeciwko Chorwatowi Marinowi Ciliciowi.
- Patrząc na rankingi zawodników, jesteśmy faworytami tego meczu. Nie możemy jednak lekceważyć ekipy Hongkongu. Oprócz Jerzego Janowicza, nie mamy większego doświadczenia w kadrze, dla większości z nas to będzie debiut. Ale gra przed własną widownią da nam dodatkowe wsparcie – uważa Kacper Żuk.