Olimpiada wydaje mi się czymś niesamowitym. To dla sportowca musi być niezwykłe przeżycie.
Droga do Pekinu prowadzi przede wszystkim przez korty ziemne, o nominacjach zadecyduje ranking tuż po zakończeniu Wielkiego Szlema w Paryżu, myśli pani o tym, planując kalendarz startów?
Właśnie jadę na turnieje do Ameryki Południowej na kortach ziemnych, potem są turnieje w Indian Wells i Miami na kortach twardych, ale tam można zdobyć dużo punktów.
Czy tenisistki grają u bukmacherów?
Nie zetknęłam się z tym, ale na dorocznym spotkaniu z działaczami WTA bardzo nas uczulali na to, by nie zakładać się w Internecie. Nie mam problemu, bo nie gram.
Jak pani ocenia pomysł z „jastrzębim okiem” kontrolującym sędziów liniowych?
Grałam tylko raz z tym systemem, ale pomysł jest super. Ogromnie mi się podoba. W Australian Open, niestety, nie popisałam się, dwa razy sprawdzałam decyzję, dwa razy źle, ale to nie szkodzi.
Może to być narzędzie taktyczne?
Oczywiście. Można przedłużyć chwilę skupienia między serwisami, można rozproszyć rywalkę, ale trzeba uważać, równie dobrze można rozproszyć siebie.
Pozwolenie na podpowiedzi trenerskie między setami też się pani podoba?
Grałam tak parę razy. Wcześniej myślałam, że to świetna sprawa, trener przyjdzie i pomoże. Teraz, gdy pojeździłam na turnieje sama, nie wiem, czy to nie lepsze rozwiązanie, że człowiek musi sobie radzić bez podpowiedzi.
Wybija się pani wreszcie na tę długo oczekiwaną samodzielność?
Przed wyjazdem do Australii nikt mnie nie chciał puścić samej. Bliscy martwili się o mnie albo obawiali, że wymyślę coś głupiego. A ja się uparłam. Po tym, co przeżyłam, wreszcie wiem, czego chcę, i powiem szczerze: jest mi dobrze, jak jestem sama. Do Ameryki Południowej też jadę bez trenera.
Życie pani jest jak serial telewizyjny, od wzlotów do upadków i z powrotem. Pisze pani wspomnienia, będzie gotowy scenariusz?
Nie piszę pamiętników. Kiedyś pisałam, gdy miałam 15 czy 16 lat, od dawna przestałam.
Urodziła się 16 stycznia 1986 roku w Warszawie. Tenisistka zawodowa od 2001 roku. Obecnie 82. w rankingu WTA, w kwietniu 2006 roku była na 37. miejscu. Największe sukcesy to gra w trzech finałach turniejów WTA: w Seulu (2004, porażka z Marią Szarapową), Strasburgu (2005, pokonała ją Anabel Medina Garrigues) i Memphis (2006, lepsza była Sofia Arvidsson), oraz dotarcie do czwartej rundy Australian Open 2008. Była także w półfinałach w Sopocie (2004) i Pekinie (2005). Jako juniorka doszła do półfinału Australian Open 2003 i ćwierćfinału Roland Garros 2002. Wygrała sześć turniejów ITF w singlu i jeden turniej deblowy WTA w parze z Włoszką Robertą Vinci. Zarobiła na kortach ponad 630 tys. dolarów, w tym roku prawie 72 tys.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora
k.rawa@rp.pl