Kłóciłam się z całym światem

Marta Domachowska – tenisistka zawodowa, polska rakieta nr 2. Było już o niej cicho, bo grała słabo i w światowym rankingu spadła pod koniec drugiej setki. Teraz wraca, podbudowana sukcesami w Australii mówi, że zaczyna drugie sportowe życie

Aktualizacja: 01.02.2008 00:04 Publikacja: 31.01.2008 23:53

Kłóciłam się z całym światem

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

RZ: 22 lata, na kortach od siódmego roku życia, kiedyś 37. na świecie, potem spadek w rankingu o 150 miejsc, a następnie awans o 60, częste zmiany trenerów, matura na piątkach, zły wybór sponsora, uczulenie na sierść psa i słabość do słodyczy. Prawdziwy ten życiorys, czy może czegoś brakuje?

Marta Domachowska: Niczego nie brakuje, tak było i jest. To fakt, że zmieniałam często trenerów, lecz nie zawsze była to moja decyzja. Wróciłam do Pawła Ostrowskiego, zawsze nam się dobrze pracowało. To prawda, że miałam i mam dalej problemy ze sponsorem, sprawa jest w sądzie. Może trzeba dodać, że dużo czasu spędzałam ostatnio u prawników, żeby to ogarnąć. I że dużo mnie to wszystko kosztowało, więc był czas, że nie miałam już sił, by dać coś z siebie na korcie.

Czy widać koniec sporu z Kazimierzem Jannaszem, może dojdzie do ugody?

To sponsor mnie pozwał do sądu. Moi prawnicy zaproponowali mediację. Były dwa spotkania z mediatorem. Na pierwszym mój były sponsor się nie zjawił, za drugim razem nie doszło do porozumienia. Sprawa będzie miała więc dalszy ciąg w sądzie, jeszcze nie ma terminu rozprawy. Końca nie widać.

Lubi pani dziennikarzy?

Nie mam nic do mediów. Wydaje mi się, że mogę mieć dobre kontakty z dziennikarzami. Czasem nie udzielałam wywiadów, gdy mój były sponsor uważał, że lepiej pozostać w cieniu. Mówił, że na wywiady będzie czas później, jak będę lepiej grała. To później wciąż się przeciągało i trwało, trwało...

A jak znosiła pani sytuację, że sponsor wydawał czasopismo tenisowe, w którym z założenia Martę Domachowską tylko chwalono?

Nie czytałam tych artykułów, naprawdę. W okresie słabszej formy w ogóle z założenia nie czytałam nic o sobie, w „Tenisie” też. Czasem spojrzałam na tytuł i już mi wystarczyło, odkładałam gazetę na bok.

Dlaczego od kilkunastu dni nie działa pani oficjalna strona internetowa?

Strona padła, bo serwer został przeciążony. Kolega, który ją prowadzi, powiedział, że po moim meczu z Venus Williams w Australian Open weszło na nią 10 tysięcy osób i wszystko padło. Od początku lutego będzie już działała. Przyszedł czas zmienić serwer.

Może być pani gwiazdą reklam. Czy jest ktoś, kto dba o promocję?

Nie mam menedżera. Na razie podpisałam jedynie kontrakty z Adidasem i Wilsonem. Są dobre, nie mogę narzekać. Szukam menedżera, który by się tym zajmował. Wiadomo, że musi to być osoba, która ma doświadczenie, wie co i jak. Ja nie mogę tego robić, powinnam się skupić tylko na grze. Próbuję rozwiązać ten problem.

Czy była pani rozpieszczaną córką?

Rodzice o mnie ogromnie dbali. Mama zawsze była przy mnie. Jednak kiedy przyszły problemy ze sponsorem, zaczęłam się kłócić także z rodzicami. Co tu mówić, kłóciłam się ze wszystkimi, z całym światem. Chyba taki wiek. Na szczęście dobre relacje wróciły, mama jest znów przy mnie na treningach, ale na turnieje jeżdżę już sama.

Zrezygnowała pani z pobytu w akademii Juana Carlosa Ferrero, choć wydawało się, że to dobry sposób na pójście swoją drogą. Dlaczego pani wróciła?

Tęskniłam za prostymi sprawami, najbardziej za domem w Podkowie Leśnej, żeby usiąść w swoim pokoju, włączyć telewizor, poczuć się wreszcie u siebie.

Czy w związku z kolejnym uśmiechem sportowej fortuny ma pani nową wizję życia, może na jej końcu jest własny dom z ogródkiem, mąż i trójka dzieci?

Tak daleko nie sięgam. Myślę o tym, co jest teraz. Żyję z tygodnia na tydzień. Chciałabym dobrze wykorzystywać wszystkie szanse, jakie obecnie daje mi los.

Ma pani przygotowany plan B na wypadek załamania kariery tenisowej?

Miałam i mam. Gdy nie grałam przez dwa miesiące w tenisa, to zapisałam się na studia w Wyższej Szkole Zarządzania i Przedsiębiorczości im. Leona Koźmińskiego. Nigdy nie miałam problemów z nauką, więc przez te dwa lata, gdy po maturze niczego się nie uczyłam, trochę brakowało mi wysiłku umysłu. Nawet brałam książkę do matematyki, próbowałam rozwiązywać zadania, ale samej to trochę ciężko, więc odkładałam. Cieszę się z tego pomysłu.

Trudno było się dostać na studia?

Nie. Miałam rozmowę kwalifikacyjną, z czesnego zostałam zwolniona. Mam doskonałe warunki.

Kierunek pani wybrała?

Nie, to pierwszy rok, jeszcze za wcześnie.

Jak wyglądał pani plan oszczędnościowy w związku z brakiem sponsora?Sponsora już nie ma przy mnie od około półtora roku. Na szczęście tata rozsądnie zajmował się moimi pieniędzmi, wszystko było odkładane i dzięki temu mogłam grać. Było z czego dokładać.

Nie stresowała się pani, że kiedyś zabraknie?

Wiadomo, że jest trudniej, gdy za wszystko płaci się z własnej kieszeni. Były chwile, że myślałam tylko o tym, by wreszcie coś wygrać, bo już prawie nie ma rezerw. Na szczęście się udało, ale dziś myślę, że jeśli pojawiłaby się osoba, która chciałaby mnie sponsorować, to zastanowiłabym się nad tym, czy przyjąć propozycję.

Czy tenisowy świat zauważył pani powrót do formy?

Wiele dziewczyn to zauważyło. Słyszałam nieraz: – O, Marta is back! Było mi ogromnie miło, dobrze człowiek się z tym czuje, gdy słyszy takie słowa Pietrowej, Azarenki, Wiesniny czy Kirilenko. Po kolejnych rundach zaczęły się żarty: – Co? Znowu wygrałaś, jak to się dzieje? Odpowiadałam, że nie wiem...

A jak przebiegły urodziny podczas Australian Open?

Urodzin nie świętowałam, następnego dnia grałam mecz. Planowaliśmy kolację, ale tego dnia źle się czułam i odłożyliśmy ją na później. Minęło.

Dlaczego marzy się pani start olimpijski?

Olimpiada wydaje mi się czymś niesamowitym. To dla sportowca musi być niezwykłe przeżycie.

Droga do Pekinu prowadzi przede wszystkim przez korty ziemne, o nominacjach zadecyduje ranking tuż po zakończeniu Wielkiego Szlema w Paryżu, myśli pani o tym, planując kalendarz startów?

Właśnie jadę na turnieje do Ameryki Południowej na kortach ziemnych, potem są turnieje w Indian Wells i Miami na kortach twardych, ale tam można zdobyć dużo punktów.

Czy tenisistki grają u bukmacherów?

Nie zetknęłam się z tym, ale na dorocznym spotkaniu z działaczami WTA bardzo nas uczulali na to, by nie zakładać się w Internecie. Nie mam problemu, bo nie gram.

Jak pani ocenia pomysł z „jastrzębim okiem” kontrolującym sędziów liniowych?

Grałam tylko raz z tym systemem, ale pomysł jest super. Ogromnie mi się podoba. W Australian Open, niestety, nie popisałam się, dwa razy sprawdzałam decyzję, dwa razy źle, ale to nie szkodzi.

Może to być narzędzie taktyczne?

Oczywiście. Można przedłużyć chwilę skupienia między serwisami, można rozproszyć rywalkę, ale trzeba uważać, równie dobrze można rozproszyć siebie.

Pozwolenie na podpowiedzi trenerskie między setami też się pani podoba?

Grałam tak parę razy. Wcześniej myślałam, że to świetna sprawa, trener przyjdzie i pomoże. Teraz, gdy pojeździłam na turnieje sama, nie wiem, czy to nie lepsze rozwiązanie, że człowiek musi sobie radzić bez podpowiedzi.

Wybija się pani wreszcie na tę długo oczekiwaną samodzielność?

Przed wyjazdem do Australii nikt mnie nie chciał puścić samej. Bliscy martwili się o mnie albo obawiali, że wymyślę coś głupiego. A ja się uparłam. Po tym, co przeżyłam, wreszcie wiem, czego chcę, i powiem szczerze: jest mi dobrze, jak jestem sama. Do Ameryki Południowej też jadę bez trenera.

Życie pani jest jak serial telewizyjny, od wzlotów do upadków i z powrotem. Pisze pani wspomnienia, będzie gotowy scenariusz?

Nie piszę pamiętników. Kiedyś pisałam, gdy miałam 15 czy 16 lat, od dawna przestałam.

Urodziła się 16 stycznia 1986 roku w Warszawie. Tenisistka zawodowa od 2001 roku. Obecnie 82. w rankingu WTA, w kwietniu 2006 roku była na 37. miejscu. Największe sukcesy to gra w trzech finałach turniejów WTA: w Seulu (2004, porażka z Marią Szarapową), Strasburgu (2005, pokonała ją Anabel Medina Garrigues) i Memphis (2006, lepsza była Sofia Arvidsson), oraz dotarcie do czwartej rundy Australian Open 2008. Była także w półfinałach w Sopocie (2004) i Pekinie (2005). Jako juniorka doszła do półfinału Australian Open 2003 i ćwierćfinału Roland Garros 2002. Wygrała sześć turniejów ITF w singlu i jeden turniej deblowy WTA w parze z Włoszką Robertą Vinci. Zarobiła na kortach ponad 630 tys. dolarów, w tym roku prawie 72 tys.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

k.rawa@rp.pl

Tenis
Amerykański bombardier z rozbrajającym uśmiechem. Kim jest Ben Shelton?
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Tenis
Burza po meczu Igi Świątek w Australian Open. Co się wydarzyło i kto popełnił błąd?
Tenis
Iga Świątek w półfinale Australian Open! Zagrała z Emmą Navarro największe hity
Tenis
Emma Navarro. Córka miliardera wybrała tenis i idzie własną drogą
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Tenis
Novak Djoković – Carlos Alcaraz. Produkt klasy premium
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego