Szarapowa i Federer grali wczoraj w tym samym czasie – ona na korcie im. Suzanne Lenglen, on na centralnym. Poza tym, że oboje są rozstawieni z nr 1, łączy ich jeszcze jedno: nigdy nie zwyciężyli w Paryżu. Tylko Federer ma szansę w tym roku bilans ten poprawić, bo pokonał Francuza Juliena Benneteau 6:4, 7:5, 7:5. Szarapowa przegrała z Safiną 7:6 (8-6), 6:7 (5-7), 2:6.
Było to drugie spotkanie Rosjanek w Paryżu. Dwa lata temu na tym samym korcie Szarapowa prowadziła w trzecim secie 5:1 i przegrała 5:7. W powietrzu zostało coś z tamtego meczu. Od początku spotkania po każdej dłuższej wymianie patrzyły na siebie tak, jak tylko kobiety patrzeć potrafią. Aż dziwne, że po ostatniej piłce, gdy podawały sobie rękę nad siatką, nie nastąpiło wyładowanie elektryczne. Nikt by się nie zdziwił, zwłaszcza że w Paryżu jest burzowo.
Obie miały swoje szanse i niewykorzystane okazje. W tie-breaku pierwszego seta Safina prowadziła 6:4 i przegrała, w drugim secie przy stanie 3:5 obroniła meczbola. Z kolei w drugim tie-breaku było 5:2 dla Szarapowej, ale dzielna siostra Marata nie poddała się. Dopiero set trzeci przebiegał spokojniej, po tym jak przy stanie 3:2 Safina przełamała podanie rywalki. Wyeliminowanie liderki światowego rankingu zawsze jest wydarzeniem, ale tak naprawdę przodownictwo Szarapowej, gdy mecze toczą się na kortach ziemnych – nawet tak szybkich jak w Paryżu – należy traktować wirtualnie. Ona sama powiedziała kiedyś, że na czerwonej mączce czuje się jak krowa na lodzie i pomimo starań Rosjanki aż tak wiele się w tej sprawie nie zmieniło.
Szarapowa nie była faworytką, choć jej rywalka to tylko nr 14 w rankingu WTA. Ale Safina od początku turnieju grała znakomicie, a piękna Maria cudem uniknęła wyeliminowania już w pierwszej rundzie. Od początku wiosny widać wyraźnie, że rozstanie z matką i zaangażowanie chorwackiego trenera Zeljko Krajana dobrze zrobiło Dinarze. Wygrała w maju turniej w Berlinie pokonując po drodze trzy zawodniczki z czołowej światowej dziesiątki, w tym Justine Henin w jej ostatnim meczu w karierze. Marat zgasł, a rośnie Dinara, tak można w skrócie podsumować sytuację w rodzinie. On miał bez wątpienia większy talent, ona chyba ma do sportu lepszy charakter.
Federer zwykle jest z siebie zadowolony, nawet gdy gra słabiej. Po spotkaniu z Benneteau narzekał tylko na swój serwis. Szwajcar w swojej połówce turniejowej drabinki ma jednak kilku przeciwników, którzy mogą mu sprawić znacznie większy kłopot, zanim dojdzie do ewentualnego finałowego pojedynku z Rafaelem Nadalem (Hiszpan w półfinale powinien zagrać z Novakiem Djokoviciem).