W półfinale Szwajcar wygrał z Maratem Safinem 6:3, 7:6, 6:4, Hiszpan z Rainerem Schuettlerem 6:1, 7:6, 6:4. Drugi set meczu Rosjanina z Federerem był najciekawszy. Do tie-breaku grali równo, obrońca tytułu nie naciskał, jego rywal był skupiony na pracy, wyłączywszy moment, gdy poprosił o elektroniczne sprawdzenie asa serwisowego Szwajcara, choć wątpliwości być nie mogło. Marat puścił oko, sędzia się uśmiał, Federer też. Tie-break pokazał, że Federer rządzi tak samo jak na początku i na końcu meczu.
Niby serwowali tak samo skutecznie, ale wszystko, co było dalej, prowadziło do wniosku, że nie będzie żadnej sensacji. W połowie trzeciego seta Rosjanin rozpoczął gniewną dyskusję z samym sobą, ale pierwszy raz rąbnął rakietą o kort, dopiero gdy przegrywał 4:5, poprawił na odlew w krzesełko i tyle było Marata w sosie własnym. Safin awansuje w poniedziałek z 75. na 40. miejsce rankingu, nowy cel – pierwsza dwudziestka wydaje się realny. Jego argentyński trener Hernan Gumy wydaje się człowiekiem, który znalazł drogę do umysłu tenisisty. Nie przecenia własnych możliwości, chociaż szkolił Guillermo Canasa, Guillermo Corię i Gustavo Kuertena. Zapytany przez rosyjskich dziennikarzy, czy Marat wróci kiedyś na pierwsze miejsce na świecie, roześmiał się i odpowiedział: – Nie. Nie można przecież wystąpić przeciw naturze. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że odzyskać Safina dla wielkiego tenisa byłoby naprawdę dobrze.
Przegrany, ale nie nieszczęśliwy Rosjanin wytłumaczył po półfinale dziennikarzom, że wciąż ma w sobie pasję, że nie gra dla pieniędzy. – Milion więcej czy milion mniej, to nie robi różnicy, ja kocham tę grę, bo poza nią nie mamy nic, co daje tyle adrenaliny – mówił.
Rainer Schuettler, w 2003 roku piąty na świecie, jeden z najstarszych tenisistów tego Wimbledonu, po turnieju będzie 39. w rankingu ATP, tuż przed Safinem. Rafael Nadal przypomniał mu, czym jest dojrzały wiek i mniejszy talent. Niemiec wyszedł na kort centralny po rozłożonych na dwa dni pięciu setach z Arnaud Clementem i nie sprawiał wrażenia pogodzonego z porażką jeszcze przed rozgrzewką, lecz cóż z tego. Od kilku lat spędzał zawodowe życie głównie w challengerach, był w tym roku we Wrocławiu i też przegrał w półfinale, co jednak nie powinno skłaniać do prostych porównań.
Po króciutkim pierwszym secie Schuettler dostał w drugim swoją chwilę satysfakcji, przełamał raz podanie Hiszpana, i do stanu 5:3 prawie miał seta. Nadal jak to Nadal, nie pogodził się z takim obrotem sprawy i w tie-breaku był już sobą. Potem Niemiec obronił jeszcze trzy piłki meczowe, raczej z powodu zbytniego pośpiechu Hiszpana i pozostało czekać tylko trzy minuty do rozstrzygnięcia.