Grały ze sobą pierwszy raz, podczas rozpoznania lepsza była tenisistka z Krakowa, ale nawet w pierwszym secie przeżywaliśmy huśtawkę nastrojów. Najpierw gem dla Polki, potem dwa wygrywa Słowenka i pięć przegrywa.
Emocje jeszcze wzrosły, gdy Radwańska objęła prowadzenie 4:1 w drugim secie i znów zaczęła tracić przewagę. Srebotnik doprowadziła do tie-breaku, wygrała go i za chwilę widzowie ponownie zobaczyli zmianę ról.
Było tak: gem dla polskiej tenisistki, dwa dla słoweńskiej, dwa dla Polki i dopiero od stanu 3:2 dla Radwańskiej okazało się, że to koniec jej nadziei na dobry wynik w Zurychu.
Nie przegrała ze złą tenisistką. Srebotnik była kiedyś świetną juniorką, zajmuje 27. miejsce w rankingu WTA, jest mistrzynią wielu turniejów deblowych, zarobiła już 4 mln dolarów, mieszka w raju podatkowym w Dubaju. Najbardziej żal tej porażki, bo w ćwierćfinale nie czekałaby na Radwańską Jelena Janković (nr 1 na świecie), lecz Flavia Pennetta (17. WTA), dzielna Włoszka, która jednak rzadko robi tak duże niespodzianki. Serbka powiedziała, że po wygranych w Pekinie, Stuttgarcie i Moskwie nie miała już po prostu sił na kolejny trudny turniej.
Venus Williams, którą goni Radwańska, wygrała w Zurychu pierwszy mecz. Pokonała Alonę Bondarenko, po czym oświadczyła, że nie liczy punktów brakujących do startu w Dausze. – Po prostu gram. Interesuje mnie start w Masters, ale nie interesuje udział w innych turniejach WTA. Ten w Zurychu jest na pewno ostatni. Zagram najlepiej, jak potrafię, a potem co się stanie, to się stanie – powiedziała w czwartek, zanim jeszcze zobaczyła mecz Radwańska – Srebotnik.